Hacks – Sezon 4 (Opinia spoilerowa)
Czwarty sezon „Hacks” wprowadza ciekawą fabułę, ponieważ Deborah zostaje pierwszą kobietą prowadzącą Late Night Show, a Ava wybrana na główną scenarzystkę programu. Ich relacja pełna jest napięć, co powoduje wiele problemów zarówno na planie, jak i poza nim. Uważam, że tworzenie talk-show nadało tej części serialu świeżości, ponieważ wprowadziło wiele emocji oraz szybkie tempo, jakie narzuca codzienna produkowanie nowych odcinków. Każdy z bohaterów musiał stawić czoła różnorodnym wyzwaniom. Szczególnie doceniam sposób, w jaki wykorzystano motyw Late Night Show, aby komentować i nawiązywać do realnych wydarzeń oraz kontrowersji związanych z telewizją i tego typu programami.

Jak zawsze Jean Smart i Hannah Einbinder dają z siebie wszystko. Chemia między nimi jest niesamowita. Zarówno w momentach kłótni, jak i tych, które zbliżają je do siebie. Widzimy wiele przeciągania liny, gdzie każda z nich stara się postawić na swoim. To właśnie za ten balans między dramatem a humorem kocham ten serial. Relacja staje się tak napięta, że zostaje im przydzielona Stacey z działu HR, aby zadbała o bezpieczną komunikację. Jej obecność świetnie dopełnia główny duet, wnosząc element komediowy i wprowadzając dynamikę „trzeciego koła u wozu”. Sceny z jej udziałem często rozładowują napięcie, szczególnie w chwilach, gdy bohaterki są o krok od wybuchu. W tym sezonie wyraźnie podkreślono, jak samotne są Ava i Deborah. Te momenty poruszyły mnie najmocniej, a ich pojednanie przyniosło mi ogromną satysfakcję. Uwielbiam scenę, w której Deborah wskakuje w futrze do wody i to, jak wygląda po wyjściu z morza.
Zawsze lubiłam postać Jimmiego, ale w tym sezonie wreszcie poświęcono mu więcej uwagi. Widzimy, jak bardzo oddaje się swojej pracy i klientom, nie kierując się przy tym egoistycznymi pobudkami. Mimo to nikt go nie docenia, a na jego barki spada coraz więcej problemów. Jego nagła ucieczka z planu bardziej mnie poruszyła niż ta Avy, ponieważ było to sprzeczne z jego charakterem. Zaskoczyła mnie też Kayla, która zwykle mnie irytowała, ale tym razem ich wspólne sceny nie służyły jedynie jako komediowy przerywnik. Pokazały rozwój ich relacji, a kilka razy naprawdę się uśmiechnęłam, widząc, jak staje ona w obronie Jimmiego i lojalnie go wspiera. Niestety nie przypadł mi do gustu wątek z „Tańczącą Mamuśką”. Sceny z tą postacią zamiast bawić, zwykle mnie irytowały, a jej zachowanie było raczej żenujące niż zabawne.

Sezon minął mi szybko i oglądało się go z przyjemnością, chociaż długo brakowało mi wyraźniejszego wątku, który spiąłby fabułę. Dopiero dziewiąty odcinek przyniósł dramatyczne zwroty akcji i zaskoczenia. Szczególnie podobała mi się scena, w której młoda pisarka dowiaduje się o zwolnieniu Winnie. Aktorka doskonale oddała emocje kryjące się za swoją postacią. Gdy obnażyła sekrety studia, mając już dość jego polityki, ruszyła lawina wydarzeń, która wpłynęła na życie Avy i Deborah. Byłam przekonana, że znów powrócą do wzajemnej nienawiści, ale scenarzyści zaskoczyli mnie i pokazali, że ich pogodzenie było szczere, a Deborah potrafi działać nie tylko z pobudek egoistycznych. Osobiście wolałabym, żeby to właśnie dziewiąty odcinek był finałowy. Wywołał we mnie więcej emocji niż ostatni, który nieco mnie zmęczył i ponownie zresetował relację głównych bohaterek. Nie jestem pewna, czego mogę się spodziewać po piątym sezonie, który został już zapowiedziany.