Recenzje seriali

Creature Commandos – Odcinek 4 (Opinia bezspoilerowa)

Każdy odcinek „Creature Commandos” utwierdza mnie w przekonaniu, że James Gunn ponownie stworzył coś wyjątkowego. Retrospekcje dotyczące Łasicy były niezwykle poruszające, odsłaniając tragiczną przeszłość postaci, której działania wynikały z błędnych przekonań, a nie złych intencji. Choć motyw ten mógł wydawać się znajomy, sposób przedstawienia tej historii był wyjątkowo emocjonalny i pozostawił mnie w głębokim zamyśleniu. Szczególnie uderzyły mnie słowa Bride’a o śpiącym Łasicy, które nadały opowieści dodatkowego wymiaru. To przypomnienie, by nie oceniać powierzchownie ani nie kierować się stereotypami, stanowiło mocny morał.

fot. MAX

Główna fabuła nabrała tempa, choć nie wywołała we mnie tak silnych emocji jak retrospekcje. Wątek Frankensteina, którego kreacja przywołuje skojarzenia z Jokerem z „Suicide Squad” Ayera, wydaje się mniej oryginalny, a jego przerysowany komediowy ton wybija z rytmu. Jednak odcinek ma kluczowe znaczenie dla rozwoju postaci Circe oraz kierunku, w jakim zmierza DCU. Z jednej strony, moralne zmagania i rodzące się napięcia wokół działań Amandy Waller wprowadzają nieoczywiste ścieżki fabularne, co zawsze jest mocnym punktem drużyn, które tworzy. Czy w tej sytuacji istnieje właściwe rozwiązanie? Z drugiej strony, odcinek sprawnie wprowadza nowe postaci z uniwersum DC, które mogą odegrać istotną rolę w przyszłych projektach, jednocześnie sugerując potencjalnego głównego przeciwnika – choć finał może okazać się mniej przewidywalny, niż sugeruje to wizja.

Jeśli już „Creature Commandos”, stosunkowo niepozorna produkcja, wywołuje u mnie tak silne emocje, trudno mi sobie wyobrazić, jak wysoki poziom mogą osiągnąć kolejne projekty DCU. Historia nabiera tempa, a ja czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń.