Rozdzielenie – Sezon 2 (Opinia bezspoilerowa)
Akcja drugiego sezonu „Rozdzielenia” rozpoczyna się pięć miesięcy po wydarzeniach finału pierwszej serii. Bohaterowie muszą stawić czoła konsekwencjom swoich działań, a ich życie zawodowe i prywatne zaczynają się coraz mocniej splatać. Choć znajdują się w trudnej sytuacji, nie porzucają swojej misji – wciąż próbują wyrwać się spod wpływu korporacyjnej machiny. Na ich drodze pojawiają się nowe przeszkody, w tym bardziej osobiste wyzwania, jak małżeńskie życie Marka.
Już od pierwszych odcinków czułem, że sezon drugi robi na mnie jeszcze większe wrażenie niż pierwszy. Życia prywatne bohaterów zostały płynnie splecione z ich codziennością w LUMON, tworząc złożony, głęboko emocjonalny wątek. To nie tylko motor napędowy sezonu, ale też źródło refleksji – niejednokrotnie miałem trudność, by zająć jednoznaczne stanowisko, bo argumentacja każdej ze stron była równie przekonująca. Twórcy z dużą precyzją dopełniają korporacyjny spisek fragmentami z życia poza pracą. Dzięki temu postaci stają przed zupełnie nowymi wyzwaniami. Na przykładzie Dylana – wkraczamy butami w jego życie rodzinne, poznajemy jego sytuację i dostrzegamy, jak łatwo można nią manipulować, by oddziaływać na jego alter-ego. Choć to wątek poboczny, potraktowany został z taką uwagą i empatią, że autentycznie przejąłem się jego losem. Szczególnie mocno poruszył mnie moralny dylemat jego żony – zrozumienie, przez co przechodzi, pozwoliło mi spojrzeć na cały konflikt z nowej perspektywy. Położenie większego nacisku na życia bohaterów pozytywnie wpłyną na emocjonalną więź z bohaterami. Łatwiej było mi utożsamić się z ich sylwetkami, problemami, a relacje między bohaterami mocniej wybrzmiewały co wpłynęło na wydźwięk zaskakującego finału – dosłownie, bomba emocjonalna, przez którą już teraz chce się trzeci sezon.

Fabuła tylko zyskała na tym emocjonalnym zabarwieniu. Ambicje i dążenia pracowników mogły być łatwiej wykorzystywane przez tych na górze. Szczególnie mocno widać to na przykładzie Helly, której pozycja w firmie budzi napięcia w zespole. Sama nie ma już pewności, czy podejmuje słuszne decyzje. Twórcy świetnie wykorzystują ten niepokój, by budować subtelne intrygi wewnątrz grupy – momentami sam gubiłem się w interpretacji niektórych faktów, co tylko potęgowało napięcie. Cenię sobie to, że mimo skomplikowania fabuły, nawet najbardziej pokręcone wątki nie tracą logiki. Druga połowa sezonu udowadnia, że twórcy potrafią zaskakiwać, ale zawsze mają kontrolę nad narracją.
Głównym emocjonalnym punktem sezonu staje się misja Marka, który po wydarzeniach z pierwszego sezonu pragnie odnaleźć swoją żonę – Panią Casey. To ciekawe, bo ten wątek wcześniej był dla mnie najmniej angażujący, a teraz stał się kluczowy. Poszukiwania Casey otwierają zupełnie nowy poziom emocji: od retrospekcji ich wspólnego życia, przez rozwój relacji, aż po kulisy jej zaginięcia, które okazują się dużo bardziej złożone, niż można było przypuszczać. Intryga wokół tej sprawy jest nie tylko poruszająca, ale też dobrze osadzona w świecie serialu. Tym bardziej że każda wersja bohaterów ma inne priorytety, a ograniczona komunikacja między alterami zmusza twórców do szukania kreatywnych rozwiązań, które doskonale współgrają z rozwijającymi się konfliktami.

Wraz z rozwojem głównej historii dostajemy więcej informacji o samej firmie LUMON. Pojawiają się nowe przestrzenie i funkcje, które poszerzają świat przedstawiony, ale też udzielają odpowiedzi na pytania nurtujące mnie od początku – kim tak naprawdę są ci ludzie i co właściwie robią? Pomysły, jakie się tu pojawiają, są szalone i prowokujące, ale zaskakująco spójne. Każdy element ma swoje miejsce i sens. Mózg rozgrzewa się do czerwoności, ale nie dlatego, że coś nie pasuje – tylko dlatego, że wszystko zaczyna się układać w logiczny i jednocześnie niepokojący obraz.
W tym sezonie nie pojawia się wielu nowych bohaterów, ale za to znacznie więcej uwagi poświęcono znanym już postaciom. Dzięki temu mieli okazję w pełni rozwinąć skrzydła. Adam Scott ponownie zachwyca – płynnie przeskakuje między wersjami swojej postaci, reagując z imponującą precyzją na każdą zmianę sytuacji. Dichen Lachman jako Casey to jedno z największych emocjonalnych odkryć sezonu. Subtelnie prowadzi swoją bohaterkę przez skrajnie różne stany, a każda zmiana osobowości jest wyczuwalna i autentyczna. Z kolei Tramell Tillman świetnie odnalazł się w bardziej dramatycznym tonie – jego postać staje się coraz bardziej rozbita, rozdarta między ambicjami a absurdami firmowej hierarchii. Ta powolna transformacja jest jednym z najciekawszych wątków sezonu.

Nie wszystko zagrało równie dobrze. Twórcy zbyt pobieżnie potraktowali okres pięciu miesięcy dzielących oba sezony. Otrzymujemy szczątkowe informacje o tym, co działo się z bohaterami, a reakcje społeczne na wydarzenia z finału poprzedniego sezonu zostały niemal całkowicie pominięte. Szkoda, bo zapowiedź buntu społecznego wydawała się intrygująca i mogła znacząco wzbogacić fabułę. Rozczarował mnie także sposób prowadzenia postaci Irvinga. Początkowo jego rola wydaje się znacząca, ale z czasem bohater zaczyna się miotać bez wyraźnego kierunku. Odwrotnie było z Harmony – przez większość sezonu niemal nieobecna, nagle staje się centralną postacią. Choć jej wątek ostatecznie wypada interesująco, brak płynnego przejścia sprawia, że trudno dostrzec, co właściwie wpłynęło na jej zmianę.


