To zawsze Agatha – odcinki 8-9, sezon 1 (Opinia bezspoilerowa)
Opinia pierwotnie została opublikowana na oficjalnym fanpage Avalon – Marvel Comics.
DWA OSTATNIE ODCINKI „AGATHA ALL ALONG” TO NAPRAWDĘ UDANY FINAŁ CAŁEJ PRODUKCJI!
Jestem usatysfakcjonowany dwuodcinkowym zwieńczeniem opowieści właściwie w każdym aspekcie.
Przede wszystkim bardzo cieszę się, że opowieść do końca konsekwentnie trzyma się pewnej spójnej, dosyć oryginalnej wizji, dając poczucie pewnego rodzaju całości – ostatnie odcinki nie są zatem odejściem od konwencji wyznaczonej przez poprzednie epizody, co, moim zdaniem, w tym wypadku działa zdecydowanie na plus.
Co więcej, twórcy do końca grają swoimi najmocniejszymi kartami w talii – dostajemy zatem zmianę kontekstu niektórych wydarzeń, pewien sytuacyjny absurd (chociaż humor jest tutaj wyraźnie stonowany) oraz naprawdę zaskakujące, ale logiczne i wynikające z fabuły zwroty akcji oraz niesamowitą Aubrey Plazę
Aktorka, chociaż ostatecznie wydaje mi się niewystarczająco wykorzystania w produkcji, świetnie radzi sobie z nadaniem charakteru i wyjątkowości Rio. W tym tygodniu widzimy jej kolejne oblicza, momentami bardzo nieoczywiste.
Urzekła mnie również próba zerwania z pewnymi schematami – owszem, dostajemy pakiet obowiązkowych elementów towarzyszących finałowi produkcji superbohaterskiej, ale jest to ograne i przedstawione stosunkowo kreatywnie i niestandardowo. Szczególnie podoba mi się tutaj kwestia pewnej „ostatecznej konfrontacji”, która wyłamuje się z tego typowego wzorca seriali Marvel Studios.
Finał to także świetna okazja dla zabłyśnięcia postaci Agathy. Znów, twórcy z jednej strony wcale nie silą się na specjalną ckliwość, ale dzięki stosunkowo prostemu wątkowi odkrywają pewne tajemnice, nadając głównej postaci głębi i niuansów. Ta część historii świetnie komponuje się z resztą z motywami przewijającymi się przez całą opowieść dotyczącymi legend, pogłosek i „lore” wiedźm.
Co więcej, sama Agatha zyskuje w moich oczach jako pełnokrwista osoba, nie tracąc jednocześnie pewnego rodzaju wyjątkowości oraz nieoczywistości, która pozwala jej się odznaczyć na tle innych „protagonistów” produkcji serialowych. Nie ma tutaj tendencyjnych rozwiązań, których trochę się bałem przed finałem, za co również wypada pochwalić scenarzystów.
Aktorsko jest dokładnie na tym samym poziomie, jak wcześniej – Kathryn Hahn dalej balansuje teatralną nadekspresję swojej bohaterki, Plaza szarżuje, kiedy tylko może, a Sasheer Zamata dostaje wreszcie swój moment na „zabłyśnięcie”, który całkiem nieźle wykorzystuje.
Serial domykając sporo furtek, zostawia również kilka otwartych, jednakże, w przeciwieństwie do niektórych innych produkcji Marvel Television, ja czuję, że w tym kontekście rzeczywiście pewna, konkretna historia została opowiedziana, a sam serial to nie jest rozbudowany teaser innych produkcji.
Mam pewne zarzuty dotyczące niektórych rozwiązań fabularnych (w ósmym odcinku następują dwa, moim zdaniem, dyskusyjne momenty, jeśli chodzi o logikę wydarzeń), ale nie rzutują one na mój odbiór całości.
„AGATHA ALL ALONG” jawi mi się bowiem jako bardzo przyjemne oraz intrygujące doświadczenie serialowe, który co prawda – moim zdaniem – nie osiąga poziomu najlepszych seriali MCU, ale bardzo, bardzo daleko mu do końca stawki.
To historia o ludziach poszukujących swojego miejsca, cierpiących i popełniających mnóstwo błędów, którzy starają się na różne sposoby uporać z własnymi problemami, serwowana w bardzo smacznym mistyczno – horrorowo – absurdalnym sosie (z fantastycznymi utworami muzycznymi)
Wydaje mi się, że to całkiem niezły wynik, jak na „produkcję, o którą nikt nie prosił”