Recenzje serialiWspółpraca reklamowa

Happy Face – Odcinki 1-4 (Opinia bezspoilerowa)

Już za kilka dni, swoją premierę w serwisie SkyShowtime będzie miała tegoroczna nowość z gatunku true crime – „Happy Face”. Produkcja stworzona przez Paramount+ inspirowana jest prawdziwą historią Melissy G. Moore, uznanym przez krytyków podcastem Happy Face, a także jej autobiografią pod tytułem „Przerwane milczenie”, napisaną wspólnie z M. Bridget Cook. 8 maja na platformie zostaną udostępnione pierwsze trzy odcinki serialu, podczas gdy kolejne odcinki będą pojawiały się na platformie w każdy czwartek. Przedpremierowo mieliśmy już okazję zobaczyć pierwsze cztery odcinki serialu. Czy warto poświęcić czas na oglądanie „Happy Face”? 

Serial „Happy Face” opowiada prawdziwą historię Melissy Moore, która w wieku 15 lat przeżywa szok, gdy okazuje się, że jej ojciec był brutalnym seryjnym mordercą, który gwałcił i dusił swoje ofiary, znanym pod pseudonimem Happy Face. Melissa z tego powodu zmieniła swoje nazwisko, i trzymała tę wiadomość w ścisłej tajemnicy przez większość swojego życia. Jej spokój zostaje zburzony, gdy po latach ojciec wraca do jej życia. W produkcji w rolach głównych wystąpili Annaleigh Ashford („American Crime Story”) jako Melissa Moore oraz Dennis Quaid w roli jej ojca – słynnego mordercy Happy Face („Fortitute”, “Goliath”).

Fot. Paramount+

„Happy Face” to kolejny serial, w którym pojawia się wątek seryjnego mordercy – motyw bardzo popularny wśród produkcji telewizyjnych w ostatnich latach (wątek ten przewija się m.in. w „Dexter”, „Hannibal”, „Dahmer”, „Mindhunter”). Wydaje się, że widzowie wręcz łakną zgłębiania coraz to nowych historii o najbardziej wynaturzonych, brutalnych seryjnych mordercach. Zresztą motyw tej „fascynacji seryjnymi mordercami w społeczeństwie” i tego jak wiele chcemy o nich wiedzieć pojawia się również bezpośrednio w serialu – ale o tym później. Tym co podoba mi się w produkcji Paramount+ jest to, że różni się ona od innych tytułów, które wymieniłam powyżej, że to nie sam morderca stanowi główną oś serialu, w tym przypadku najważniejsza jest jego córka.

Zazwyczaj gdy mamy do czynienia z tematem seryjnych morderców, najwięcej czasu poświęca się jego ofiarom czy też rodzinom ofiar – tego jak popełniona zbrodnia odbija się na nich – ich cierpieniu, bólu, poniesionej stracie. Mało tak naprawdę zwraca się uwagi na bliskich mordercy – dla których jest to niewątpliwie również niezwykle trudne dźwiganie brzemienia prawdy o ich najbliższych. 

Z takim problemem boryka się Melissa, której ojciec – Keith Hunter Jesperson („Happy Face”) od wielu lat odsiaduje wyrok dożywocia w więzieniu w Oregonie. Melissa całkowicie odcięła się od swojej przeszłości, o tym kim był jej ojciec nie wie praktycznie nikt, nawet jej własne dzieci. Wszystko zmienia się, gdy Keith wykonuje telefon do programu o tematyce true crime, przy produkcji którego niby przypadkiem zatrudniona jest Melissa. Mężczyzna wyznaje, że zna szczegóły niewyjaśnionej zbrodni, ale wyzna je jedynie wtedy, gdy będzie rozmawiał z Melissą. Dopiero później okazuje się, kim tak naprawdę jest dla niego kobieta.

Bycie córką seryjnego mordercy, to sekret, który kobieta zamknęła w kartonowym pudełku głęboko w swojej szafie. Tajemnica, o której wie jedynie mąż, i jej najbliżsi: matka, ojciec czy też brat. Melissie z wielkim trudem przychodzi wyjawienie prawdy. Każde wspomnienie o przeszłości, o tym jak wyglądała jej relacja z ojcem – młoda kobieta, nie jest skłonna dzielić się informacjami na temat tej części jej życia. Mimo, że dla ludzi z zewnątrz, wszystko co związane z mordercą Happy Face jest wręcz fascynujące (patrzcie wątek kobiet związanych ze skazanymi z więzienia, czy uczestnicy kolacji u dr. Phila, którzy wręcz z chorym zaciekawieniem dopytują się o wszystkie, wręcz najdrobniejsze szczegóły dzieciństwa dziewczynki, mimo, że wyraźnie widać jak bardzo Melissa czuje się niekomfortowo w tej sytuacji). 

Fot. Paramount+

Bycie członkiem rodziny seryjnego mordercy to jednak również ostracyzm społeczny – podczas gdy jedna część społeczeństwa jest zafascynowana tematem seryjnych morderców, druga jej część pragnie wyeliminować wszystko co z nimi związane zupełnie ze swojego środowiska – patrz naleganie na wyeliminowanie syna Melissy z grupy uczestników karate, tylko dlatego, że jego dziadek jest mordercą, pomimo tego, że mały chłopiec nie jest niczemu winny.

Pierwsze cztery odcinki serialu pokazują bardzo dobrze to, jak ciężko funkcjonuje się osobie, którą spotkała taka historia jak Melissa. Jak wielką walkę w swoim wnętrzu musi stoczyć młoda dziewczyna. Nie jest łatwo poradzić sobie z faktem, że osoba, która powinna być dla Ciebie najważniejsza / najbliższa w twoim życiu – twój własny ojciec – dopuszcza się tak wielkiej zbrodni, co całkowicie przekreśla go zarówno w twoich oczach jak i oczach całego społeczeństwa.

Jedyną rzeczą do której mogłabym się przyczepić w przypadku obejrzanych odcinków jest kreacja Dennisa Quaida, jego postać Keitha Jespersona – tak naprawdę nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Oglądając sceny z nim związane, nie odczułam tak naprawdę nic – ani żadnego niepokoju czy też strachu, który zazwyczaj kojarzy mi się w przypadku scen, gdzie ukazani są seryjni mordercy w serialach telewizyjnych. Może spowodowane jest to tym, że tak naprawdę nie jest on w tym serialu „najważniejszy” i ma stanowić jedynie dopełnienie do historii Melissy.

Fot. Paramount+

Podsumowując, jeżeli jesteście fanami produkcji o seryjnych mordercach, uważam, że „Happy Face” to dobra produkcja, która wnosi coś nowego, świeżego do tematyki seriali tego typu. Z pewnością, jak kolejne odcinki zostaną udostępnione w serwisie SkyShowtime to sięgnę po nie, aby dowiedzieć się jak zakończyła się historia Melissy Moore.

Dziękujemy SkyShowtime za wcześniejszy dostęp do serialu. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.