Recenzje serialiWspółpraca

Żywe Trupy: Daryl Dixon – Sezon 2 (Opinia bezspoilerowa)

Drugi sezon „The Walking Dead: Daryl Dixon” rozpoczyna się kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszej odsłony. Daryl szkoli Laurenta w samoobronie, przygotowując go przed powrotem do Ameryki, podczas gdy Carol robi wszystko, by dostać się do Paryża i odnaleźć przyjaciela. Oboje mają przed sobą niełatwą drogę, pełną przeszkód, które sprawdzą ich determinację. Pytanie tylko, czy los pozwoli im się spotkać w tym sezonie?

Pierwsza część sezonu zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Twórcy prowadzą osobne wątki Daryla i Carol, a choć łatwo się domyślić, że ich drogi w końcu się skrzyżują, oglądanie tej podróży jest naprawdę angażujące. Szczególnie wciągnął mnie wątek Daryla, w którym powraca motyw proroctwa związanego z Laurentem, z którym ma cudowną więź niczym bracia i przyjemniej ogląda się ich wspólnie na ekranie, niż w poprzednim sezonie (szczególnie dobrze działają spokojniejsze chwile, kiedy mogą od serca ze sobą porozmawiać). Tym razem jednak wątek Laurenta poprowadzony w inny sposób. Kluczową rolę odgrywa tu Losang, czarny charakter o charyzmatycznej, choć nieprzesadnie fizycznej prezencji. Jego siła tkwi w strategii i manipulacji. Potrafi sprawić, by społeczeństwo odwróciło się przeciwko Darylowi, mimo że prawda leży na wyciągnięcie ręki. To wątek, który wymaga zawieszenia niewiary, bo łatwość, z jaką ludzie poddają się wpływom, bywa momentami przesadzona, ale dzięki dobremu napisaniu postaci Losanga działa na poziomie emocji i dramaturgii.

fot. AMC

Równie dobrze wypada solowa historia Carol. Zaczyna się od mocnej sceny, w której bohaterka udowadnia, że wciąż potrafi poradzić sobie w starciu z przeciwnikiem, a potem wchodzi w nietypową współpracę z Ashem – postacią ciepłą, serdeczną i nastawioną na działanie. Polubiłem go od pierwszych minut. Ich relacja to najlepszy punkt wątku Carol. Zbudowana na wzajemnym zaufaniu, ale też na kłamstwie, które prędzej czy później musi wyjść na jaw. Ten moment jest kluczowy, bo pozwala zobaczyć, jak bohaterowie radzą sobie w sytuacji, gdy fundament ich więzi nagle zaczyna pękać.

Świadomie nie zdradzę szczegółów wspólnego wątku Daryla i Carol. Chcę, by widz odkrył go sam, inaczej elementy zaskoczenia nie wywrą oczekiwanego efektu. Powiem tylko, że w pewnym momencie negatywnie zaskoczyło mnie zachowanie Carol. Choć wydawało się, że przez lata zostawiła przeszłość za sobą, tu wracają stare sprawy, ewidentnie odkurzone na siłę „byle były dla fabuły”, a jej stosunek do przyjaciół momentami balansuje na granicy naiwności i braku trzeźwego myślenia, co nie idzie w parze z wyrobionym charakterem.

fot. AMC

Doceniam, że w drugim sezonie znalazło się miejsce na świeże pomysły, które poszerzają uniwersum. Szczególnie wyróżnia się wątek Jacinty, pracującej nad formułą wpływającą na zombie. Motyw, który uważam za strzał w dziesiątkę. Po tylu sezonach to wciąż potrafi zaskoczyć, bo odsłania ludzką naturę, która w świecie po apokalipsie potrafi każdą przewagę zamienić w broń. Podkręcone wersje zombie są jeszcze bardziej przerażające, trzymając się pewnych granic, a sam wątek ma potencjał do rozwinięcia w kolejnych sezonach lub spin-offach. W międzyczasie podróż Carol odsłania mniejsze, lokalne problemy np. duet kobiet chcących na nowo zaludnić Ziemię. Choć ten epizod balansuje na granicy niedorzecznej parodii, był skutecznym przerywnikiem, który na chwilę odciągnął moją uwagę od głównych wydarzeń, pozwalając lepiej zobaczyć Carol i Asha w sytuacji, gdy po raz pierwszy są tak mocno przyparci do muru.

Dziękujemy Canal+ za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.