I tak po prostu… Nowy rozdział seksu w wielkim mieście – sezon 2 na DVD (Opinia bezspoilerowa)
Drugi sezon „I tak po prostu…” to jak powrót do starego mieszkania, które w końcu znowu pachnie jak dawniej. Może nie wszystko jest jak kiedyś, ale wreszcie czuć życie. Po niezręcznej i szarpanej pierwszej odsłonie tego serialowego powrotu, najnowsza część sprawia wrażenie dojrzalszej, bardziej świadomej swojej tożsamości i emocjonalnie spójniejszej. Dobrze znane bohaterki wracają nie po to, by odgrywać sentymentalne scenki z przeszłości, ale by naprawdę przeżyć kolejny etap życia – ze wszystkimi jego pęknięciami.
Carrie, Miranda i Charlotte to nie już tylko ikony stylu z przeszłości, ale kobiety po pięćdziesiątce, które konfrontują się z rzeczywistością: zmianami, samotnością, stratami i próbą pogodzenia się z decyzjami – swoimi i cudzymi. Carrie wchodzi w ponowny związek z Aidanem, a ich relacja z początku wydaje się jak marzenie. Tylko po to, by zakończyć się decyzją o pięcioletniej przerwie. I choć serial stara się sprzedać tę decyzję jako dojrzałą i „dla dobra dzieci”, emocjonalnie wypada to płasko – widz nie czuje ciężaru tej decyzji, tylko pewnego rodzaju wygodną dramaturgię.

Z kolei Miranda i Che… Ich relacja miała być świeżym powiewem, ale znacznie bardziej poruszający okazuje się sposób, w jaki się rozstają – z wzajemnym szacunkiem i bez dramatów. To jeden z tych momentów sezonu, które nie próbują wywołać szoku, ale zostają z widzem. Charlotte tymczasem odnajduje na nowo siebie i robi to w sposób, który w końcu pozwala jej być kimś więcej niż jednowymiarową perfekcjonistką. Powrót do pracy, wyzwania związane z dorastającymi dziećmi. Wszystko to prowadzi do cudownie ironicznych, ale też ciepłych scen, z jakich słynął oryginał.
Dużym plusem drugiego sezonu jest to, że nowe bohaterki: Seema, Lisa i Nya wreszcie dostają więcej przestrzeni. Każda z nich wnosi coś od siebie: Seema dystans i gorzki realizm, Lisa emocjonalną głębię związaną z macierzyństwem, Nya walkę o niezależność. Szkoda jedynie, że ich wątki czasem traktowane są wybiórczo. Jakby produkcja wciąż nie wiedziała, czy mają być tłem czy pełnoprawnymi partnerkami głównego trio.

Wizualnie drugi sezon to wyraźny krok naprzód. Serial znowu zaczyna mówić językiem mody, wnętrz i miejskiego stylu, ale nie robi tego nachalnie. Raczej z wyczuciem. Wydanie DVD świetnie oddaje tę estetykę. Jakość obrazu jest zaskakująco dobra. Czysty, dynamiczny, a jednocześnie miękki w barwach, co idealnie współgra z pastelowym, miejskim światłem, tak charakterystycznym dla „Seksu w wielkim mieście”. Dźwięk Dolby Digital 5.1 nadaje głębi nie tylko dialogom, ale i tłu szumowi ulic, muzyce klubowej, wieczornym rozmowom na dachach.
Opakowanie wpisuje się w stylistykę serialu, czyli eleganckie, nieprzesadzone, z kobiecym sznytem. Trzy płyty mieszczą wszystkie odcinki i choć materiałów dodatkowych jest niewiele, to ich jakość rekompensuje ilość. Kulisy kręcenia scen, wypowiedzi aktorów, komentarze twórców dają poczucie, że ten sezon naprawdę był dla nich ważny i że mieli świadomość, co trzeba poprawić po pierwszym podejściu.
Dziękujemy Galapagos za egzemplarz. Galapagos nie miało wpływu na opinię i tekst.