Oczy Wakandy (Opinia bezspoilerowa)
„Oczy Wakandy” to najnowszy serial rozgrywający się w MCU, dokładniej w jego przeszłości. To czteroodcinkowa antologia, gdzie każdy odcinek opowiada zamkniętą historię osadzoną tysiące lat wstecz, skupiając się na różnych wojownikach Wakandy (zaryzykuję stwierdzeniem, że niepopularnych wojownikach, nawet dla komiksiarzy). Jednak każdy z odcinków łączy pewien element, który zostaje wykorzystany fabularnie.
Jest to całkiem przyjemny serial, oferujący niezłą rozrywkę, ponieważ każdy odcinek dostarcza mnóstwo elementów akcji, które są zróżnicowane między sobą oraz dobrze wpisane w lokalne czasy np. drugi odcinek rozgrywa się podczas podboju Troi, co stanowi mocny kontrast technologiczny względem pozostałych epizodów, a twórcy mieli sensowny pomysł na wplecenie Wakandy w mitologiczny konflikt. Choć nasi bohaterowie wywodzą się z jednego kraju, to każdy z nich reprezentuje zupełnie inne podejście do życia i doświadczenie co jest wyraźnie ukazane w serialu, choćby podczas ich rozmów z towarzyszami podróży czy w samej walce np. pierwszy odcinek przedstawia wizerunek inteligentnej specjalistki od szpiegostwa, która w walce nie ma sobie równych i potrafi doskonale adaptować się do warunków starcia. Z kolei w trzecim odcinku mamy bardziej luźnego, humorystycznego bohatera, który niczym Jackie Chan łączy lekkość bycia z efektowną walką (nie można narzekać na monotonność między odcinkami).

Fabuła wszystkich trzech odcinków jest dosyć prosta, przewidywalna w wielu miejscach, ale nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. W ramach czysto rozrywkowego podejścia sprawdzało się to na medal, a mocną stroną każdego odcinka była kreacja postaci i relacji między nimi. To właśnie poziom ich przedstawienia i nasycenie relacji powodowały, że mogłam wkręcić się emocjonalnie w fabułę i zrozumieć przekaz np. w drugim odcinku udało się zarysować przyjacielską więź między bohaterem a Achillesem, co było strzałem w dziesiątkę, aby poza oczywistym celem misji pokazać bardziej emocjonalną stronę bohaterów, których więź zostaje wystawiona na próbę, i nadać wydarzeniom personalnego wydźwięku. Takie elementy pojawiały się w każdym odcinku, dzięki czemu serial oferował coś więcej i potrafił przekazać też coś na temat samego uosobienia Wakandy, że każdy cel misji miał ukryte drugie dno, a ono zostawało przedstawione w dość oczywisty sposób na pewnym etapie historii.
Serial nie wprowadza istotnych elementów do głównej fabuły obecnej fazy MCU. Jest niezobowiązującym dodatkiem, który mówi więcej o międzynarodowych działaniach Wakandy. Zdając sobie sprawę, co dokładnie miał mi do zaoferowania, dostałam dokładnie to więc nie czułam żadnego rozczarowania. Wręcz przeciwnie. Zostałam mile zaskoczona, kiedy trzeci odcinek ukazał zupełnie nową nację i wprowadził wątek superbohaterski, który poznaliśmy już w serialach Marvela od Netflix. Mowa rzecz jasna o koncepcji Iron Fista, która została pokazana w ostatnim zwiastunie „Oczy Wakandy”. Twórcom udało się dobrze wpleść ten motyw w działania Wakandy i ukazać Iron Fista z należytym szacunkiem, nie robiąc jednocześnie nic zobowiązującego względem obecnej fazy, a wręcz stwarzając próg, który może zostać wykorzystany w przyszłości, ae nie musi. Było to wartościowe rozwinięcie, które w ramach rozrywki zaoferowało efektowne sceny walki rodem z kina z udziałem Jackie Chana, a na dodatek była to kolejna charakterna postać, która swoim uosobieniem potrafiła rozładować napięcie i wnieść przyjemny humor.

Z koncepcji wyrwał się ostatni odcinek, który jest kulminacją wspólnych elementów poprzednich epizodów. Zdecydowanie jest to odcinek na większą skalę z wykorzystaniem uwielbianych przeze mnie motywów czasoprzestrzennych. Pomysł twórców dobrze wkomponował się w stylistykę serii i nadał jej większego rozmachu. Co prawda serial poradziłby sobie bez niego, ale większa stawka była dobrym domknięciem, które dało radę w krótkim przedziale czasowym nakreślić konkretny konflikt, motywacje bohaterów i sensownie domknąć całość, dając jednocześnie furtkę do wykorzystania w przyszłości.
Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o styl artystyczny animacji. Pod kątem udźwiękowienia wypada ona bardzo dobrze dobierając gatunek muzyki do plenerów, klimatu Wakandy oraz rodzaju scen – od dynamicznych rytmów podkręcających sekwencje walki, po spokojniejsze nuty, nadające powagi rozmowom bohaterów. Obrany rodzaj animacji bardzo ładnie przedstawiał otoczenia, zawierając mnóstwo szczegółów i różnorodnych scenerii, momentami zapierał dech w piersiach artystycznym ukazaniem sekwencji (np. zdjęcia, którymi posłużyłam się w tekście). Sceny walki wypadały bardzo efektownie, a kąty kamery niczym z kina akcji nadawały im lepszej dynamiki. Nie byłam jednak przekonana co do sylwetek bohaterów szczególnie ich twarzy, które przy zbliżeniach oddawały efekt tzw. „rybiego oka”, a w ujęciu całej sylwetki bardzo zniekształcało to proporcje. Odstawało to od reszty i wpływało ciut negatywnie na mój odbiór. Nie byłam również przekonana do samego zagrożenia przedstawionego w ostatnim odcinku. O ile w poprzednich odcinkach udawało się poświęcić odpowiednią ilość czasu na nakreślenie „czarnego charakteru”, szczególnie w pierwszym, co miało duże znaczenie fabularne (niekoniecznie w drugim i trzecim, bo te korzystały z motywów znanych szerszej publiczności), tak w finale pojawiło się zagrożenie o dość płaskim przedstawieniu. Miałam wrażenie, że potrzeba było większego kalibru, aby odcinek nie odstawał akcją od reszty. Ale niekoniecznie było to potrzebne. Spokojnie można było uniknąć sztampowego rozwiązania na rzecz personalnych konfliktów bohaterów czy zwykłego przegadania tematu.
Dziękujemy Disney+ za przedpremierowy dostęp do serialu. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst. Pierwsze dwa odcinki już są dostępne, kolejne będą pojawiać się co tydzień.


