Recenzje serialiWspółpraca

Devil May Cry – Sezon 1 (Opinia bezspoilerowa)

Devil May Cry” od Netflix to animowana adaptacja kultowej serii gier, która z jednej strony pozostaje wierna stylistyce oryginału (pełnej krwi, ironii i efektownej walki), z drugiej zaś buduje własną tożsamość, pozwalając sobie na większą dojrzałość emocjonalną i fabularną. Serial śledzi losy Dantego, ekscentrycznego łowcy demonów, który nie tylko balansuje między żartem a grozą, ale także zostaje wplątany w konflikt z tajemniczym Białym Królikiem – postacią groteskową, niepokojącą, a zarazem tragiczną.

Już od pierwszych minut serial uderza przebojowym stylem, mocno osadzonym w estetyce gier: krwawym, pełnym przesadnych, ale efektownych scen akcji i gęstym od cynicznego humoru Dantego – to nie tylko bohater z ironicznym uśmiechem. To postać, która balansuje na granicy beztroski i odpowiedzialności, a jego luz nie odbiera mu głębi. Kapitalna ścieżka dźwiękowa, miks elektroniki i ostrego rocka, nie tylko świetnie współgra z obrazem, ale doskonale podbija tempo walk. A te są spektakularne. Kule świszczą, demony rozlatują się na kawałki, a Dante potrafi zsiąść z motocykla tylko po to, by zaraz uderzyć nim przeciwnika (nawet demony wydają się pod wrażeniem). Momentami przypomina to choreografię rodem z „Matrixa”, zwłaszcza gdy jeden z antagonistów odbija pociski mieczem niczym Neo.

Strzelaniny, pojedynki, eksplozje i zabawa grawitacją są tu chlebem powszednim. Ale nie są jedynym składnikiem. Twórcy nie ograniczają się do ilustrowania gry. Opowiadają historię, która ma emocjonalny rdzeń. Początkowo prosta intryga szybko rozwija się w coś bardziej złożonego: historię o rodzinie, zdradzie, moralności i granicach człowieczeństwa. Szczególnie istotny jest wątek przeszłości Dantego, która choć dla graczy może brzmieć znajomo, została tu przedstawiona z nowymi odcieniami. To, co z początku wydawało się przewidywalne, ewoluuje w emocjonalną drogę bohatera, który nie tylko strzela celnie, ale potrafi też zmierzyć się z własnymi wspomnieniami. Jedynym zastrzeżeniem jest przewidywalność wątków rodzinnych. Historia od początku nakierowuje na rewelacje, dlatego zwroty akcji nie zwalają z nóg.

fot. IMBD

Wyjątkowe wrażenie zrobiła na mnie postać Białego Królika, czyli antagonisty, który początkowo wydaje się jedynie dziwaczną wariacją na temat „Alicji w Krainie Czarów”. Jednak z czasem, dzięki retrospekcji, jego przeszłość nabiera tragicznego wymiaru. Zamiast komiksowego złoczyńcy dostajemy postać zranioną, odrzuconą i pogubioną. To właśnie w tym momencie serial przekracza granice rozrywki – pokazując, że nawet w świecie demonów można opowiedzieć historię o samotności i zemście, która nie pozostawia widza obojętnym. Wręcz tajemnica Białego Królika, tego kim jest dokładnie, powoduje że jego oblicza nabiera mroczniejszego obrazu – przyćmi niejednego demona.

Co istotne, twórcy nie zatrzymują się na klasycznym konflikcie ludzie kontra demony. Serial otwiera się na szersze konteksty m.in. porusza temat migracji, społecznych napięć i tego, jak łatwo pomylić ambicję z misją. Wątki te nie są nachalne – pojawiają się w odpowiednich momentach, poszerzając wymowę historii i nadając jej dramaturgicznej głębi. To nie tylko seria o efektownych walkach . To opowieść o wyborach i o tym, jak cienka jest granica między dobrem a złem. Co prawda treści nie są głównym sednem historii, ale ich obecność powoduje, że konflikt nabiera większego znaczenia.

fot. IMBD

W serialu przewija się wiele postaci i zaskoczyło mnie, jak dobrze zostały zarysowane. Nawet te, które pojawiają się epizodycznie. Elita Białego Królika, choć sprowadzona głównie do roli „siły ognia”, została zapamiętana dzięki charakterystycznym projektom i osobowościom. Na czoło wybija się oczywiście Dante, bohater z charyzmą, doświadczeniem i błyskiem w oku. Perfekcyjny w tym, co robi, ale niepozbawiony lekkości i dystansu. Jego relacje z pozostałymi bohaterami są wyważone. Niektóre z nich, jak dynamiczna chemia z Lady czy braterskie napięcia z Vergilem, świetnie budują napięcie i angażują emocjonalnie. Jedynym słabszym ogniwem była dla mnie relacja Dantego z jego zleceniodawczynią – jej nagła emocjonalna rola w finale nie miała wcześniej odpowiedniego fundamentu, przez co wypadała sztucznie/naciąganie.

Oprawa audiowizualna to osobna historia. Animacja jest dopracowana, czytelna i potrafi bawić się formą. Slow motion, zmiany stylu rysunku, gra światłem i symboliką. Wszystko to sprawia, że serial wyróżnia się na tle innych animacji Netflixa i oddaje dynamiczny gameplay. Szczególnie dobrze wypadają retrospekcje, często stylizowane na szkice lub utrzymane w czerni i bieli, co pogłębia emocjonalny wydźwięk scen. Do tego dochodzi ścieżka dźwiękowa – dynamiczna, rockowa, miejscami wręcz przebojowa. Idealnie zsynchronizowana z akcją, nie tylko podbija widowiskowość scen, ale też definiuje klimat całości.

Dziękujemy Netflix za dostęp do platformy. Netflix nie miało wpływu na opinię i tekst.