Asteriks i Obeliks. Walka Wodzów (Opinia bezspoilerowa)
Netflix postanowił odświeżyć przygody najbardziej niepokornej galijskiej wioski, sięgając po „Walkę wodzów”, jeden z bardziej ikonicznych historii z serii „Asteriks i Obeliks”. W nowym animowanym serialu Rzymianie, nie mogąc zdobyć siłą ostatniego bastionu oporu, sięgają po chytry plan: proszą zaprzyjaźnionego galijskiego wodza, by rzucił wyzwanie Asparanoiksowi i odebrał mu tytuł przywódcy – zgodnie z zapomnianą, ale wciąż ważną tradycją Galów.
Już od pierwszych zapowiedzi projekt budził moje zainteresowanie. Nie tylko przez tematykę i sympatię do komiksu, ale i osobę reżysera, który odpowiadał wcześniej za nieśmiertelne „Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra”. Po seansie mogę z czystym sumieniem stwierdzić: to najlepsza ekranowa przygoda Galów od 2002 roku. Serial doskonale balansuje pomiędzy fabularną powagą a charakterystycznym luzem i komedią, nie bojąc się uderzać zarówno w klasyczny slapstick, jak i bardziej współczesne, zaskakująco śmiałe żarty czerpiące z galijskiego uniwersum, popkultury czy komentujące nasz świat – momentami bezczelnie aktualne, ale nigdy przekroczone. Szczególnie scena z „nietoperzowym przysmakiem” z pewnością zapisze się w historii fanowskich memów. Żarty trafiały w mój gust, a ich właściwe wykorzystanie przypominało najlepsze momenty z „Misja Kleopatra” wręcz odtwarzając ducha tamtej produkcji.

Dużym atutem jest muzyka, której wybór nie jest przypadkowy. Zamiast powtarzać znane utwory i odtwarzać sceny z kultowych filmów, twórcy szukają nowej drogi, sięgając po energetyczne motywy w stylu lat 90. i 2000 np. trening Asparanoiksa mógłby spokojnie stań na równi z przygotowaniami Rocky’ego – z tą różnicą, że tu towarzyszy mu odrobina pastiszu i masa autoironii. Świetnie również wypada polski dubbing. Aktorzy głosowi są idealnie dopasowani do swoich ról, intensywnością głosu potrafią wycisnąć wiele charyzmy i nadać wigoru scenom, a polska lokalizacja żartów niejednokrotnie mocniej rozładowywała napięcie.
Od strony wizualnej serial jest świetny. Styl 3D przywodzi na myśl najlepsze growe odsłony przygód Galów, ale z wyraźnie zaznaczoną tożsamością i oddawaniem piękna tego świata. Postacie są wierne oryginałom, jednocześnie delikatnie uwspółcześnione – bez zbędnych udziwnień. Cieszy też zabawa formą animacji szukając rozwiązań tworzących własny, unikalny styl po spięciu w całość np. dymki komiksowe z napisami „BOOM!” z uproszczonymi tłami podczas bitew nadają animacji lekkości i przypominają o korzeniach serii. Jednocześnie zastosowanie innych dynamicznych efektów graficznych np. psychodelicznego rozmycia po spożyciu eliksiru, wnosi świeżość i estetykę rodem z „Across the Spider-Verse”, które poszczególnym scenom dają potrzebnego kopa (czuć siłę magicznego eliksiru!). To nie powielanie, tylko inspiracja na własnych zasadach tworząca styl odróżniający tę pozycję od gąszcza innych animacji.

Fabuła, choć oparta na komiksie „Walka wodzów”, została sensownie rozbudowana o motywy z innych historii galicyjskich np. „Asteriks u Helwetów” czy „Jak Obeliks wpadł do kociołka”. Wątki nie tylko pogłębiają kontekst, relacje między bohaterami, ale także sprawiają, że serial jest przystępny dla osób, które dopiero poznają galijskie uniwersum np. naturalne wprowadzenie postaci, zwięzłe nakreślenie ram plemion i relacji bohaterów, wyjaśnienie tradycji plemiennych. Dodatkowe treści sprawdzały się humorystycznie, aby jeszcze mocniej pobawić się motywami np. wykorzystanie rozwiązań z „Asteriks u Helwetów” aby mocniej pokazać kontrast między wodzami i ich „następstwa”, co dodało fabule życia. Historia angażuje od pierwszych minut i odtwarza to co najlepsze u galów gra, czyli jest pełna humoru, emocji i zaskakującej dojrzałości w portretowaniu przyjaźni i lojalności czy bohaterów wzbudzających nastroje – od sympatii po szczerą chęć kopnięcia ich w zadek.
Twórcy odeszli od oryginalnego przebiegu komiksu. Gdzieś w połowie serialu twórcy decydują się na odważne zmiany fabularne, które z jednej strony odświeżają narrację, nadając starciu wodzów większy ciężar i pozwalając na widowiskową kulminację brakującej komiksowi, wprowadzają sensowne treści, których brak był odczuwalny w komiksie i wybranym motywom dodają pouczającej głębi, a z drugiej pozbawiają niektóre postacie ich roli czy wycinają sedno niektórych wątków np. zamiast znanej z komiksu równowagi i optymizmu, pojawiają się zbędne napięcia i motywacje, które niekoniecznie współgrają z wcześniej nakreślonymi charakterami i relacjami, wręcz są wymuszone aby fabuła toczyła się zamiast z nią współgrać. Zmiany wywołały u mnie podzielone emocje. Z jednej strony nie dostrzegałam sensu czy konieczności zmian, ale z drugiej strony nowe rozwiązania fabularne przekonywały mnie właśnie dlatego, że dają twórcom przestrzeń do powiedzenia czegoś więcej niż tylko odtworzenia historii. Rozwiązania wprowadzały tyle od siebie, że mimo początkowego sceptyzmu odbierałam je pozytywnie.
Na uwagę zasługują również „nowe postacie”, jak charyzmatyczna Metadana czy… sam Juliusz Cezar, który choć nieobecny w komiksowym pierwowzorze, tutaj spełnia symboliczną, ważną funkcję (zarówno fabularną, jak i emocjonalną dla postępowania bohaterów). Wprowadzają humor, energię, dodatkowe treści, ale też dramaturgię i co ważne, są pełnoprawnymi postaciami, które chce się oglądać. Ale jest jeden wyjątek wśród bohaterów – jedna z postaci występująca w komiksie pojawia się w zupełnie nowym wydaniu i choć pełni tę samą funkcję, co w oryginale, to nowa wersja traci pierwotny urok. Komiksowa wersja postaci wprowadzała symboliczną wartość dla świata, umacniała pozycję jednego z bohaterów swoją więzią, tymczasem serialowa wersja wycina te wartości i nie wprowadza zupełnie nic, aby zmiana miała uzasadnienie.
Dziękujemy Netflix za przedpremierowy dostęp do serialu. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.