Wódz wojownik (Opinia bezspoilerowa)
Historia Hawajów zawsze mnie fascynowała, szczególnie ich bogata kultura, tradycje i dziedzictwo, które do dziś są żywe i widoczne na wyspach. Choć wcześniej nie miałam okazji głębiej zapoznać się z historycznym tłem tego regionu, od dawna interesowało mnie, jak rdzenni mieszkańcy pielęgnują swoją tożsamość i duchowe dziedzictwo. Nic więc dziwnego, że serial „Wódz wojownik” okazał się dla mnie tak poruszającym doświadczeniem, tym bardziej, że jego twórcą i odtwórcą głównej roli jest Jason Momoa, który sam ma hawajskie korzenie od strony ojca i urodził się na wyspach. Aktor nie tylko wciela się w główną postać, ale także pełni rolę współproducenta i współscenarzysty, co nadaje całemu projektowi osobisty wymiar.

Dzięki platformie Apple TV+ miałam okazję zanurzyć się w opowieść o jednym z najbardziej burzliwych i przełomowych momentów w dziejach Hawajów, czyli okresie walki o zjednoczenie wysp oraz historii Kaiany, postaci zarówno fascynującej, jak i kontrowersyjnej. Ten 9-odcinkowy serial rozgrywa się w końcowych dekadach XVIII wieku, w czasie gdy Hawaje były podzielone na cztery rywalizujące ze sobą królestwa pogrążone w wojnie. W samym środku tego chaosu pojawia się zaciekły wojownik Kaʻiana (w tej roli Jason Momoa), który rozpoczyna heroiczną, choć niepozbawioną sprzeczności misję zjednoczenia hawajskiego ludu.
Apple przyzwyczaiło nas już do wysokiej jakości produkcji serialowych i nie inaczej jest w tym przypadku. Wszystko: od muzyki, przez zdjęcia, aż po aktorstwo, stoi tu na świetnym poziomie. Zacznijmy od niesamowitej oprawy muzycznej, za którą odpowiadają James Everingham oraz legendarny Hans Zimmer. Już sam opening zachwyca wizualnie, ale to właśnie jego warstwa dźwiękowa, skomponowana przez Zimmera, nadaje mu prawdziwą głębię. To nie tylko wstęp do serialu, ale wręcz muzyczne dzieło sztuki, które natychmiast wprowadza widza w klimat i emocje towarzyszące tej opowieści.

Warto wspomnieć, że niemal cały sezon został nakręcony w języku rdzennych Hawajczyków, co nie tylko nadaje autentyczności, ale też buduje wyjątkowy klimat. Ten wybór twórców to wyraz szacunku wobec kultury i historii wysp, rzadko spotykany w mainstreamowych produkcjach. Dzięki temu widz nie tylko ogląda dramat historyczny, ale wręcz zanurza się w świecie sprzed dwóch stuleci, słysząc język, którym naprawdę mówiono w tamtym czasie. Podobnie na wysokim poziomie stoi charakteryzacja i scenografia, które również robią duże wrażenie. Widać, jak głęboki research przeprowadzili twórcy, aby wiernie oddać tę niesamowitą – a dla wielu widzów – egzotyczną i fascynującą kulturę Hawajów. Szczególnie zapada w pamięć scena, w której główny bohater stara się o miejsce w radzie. Była zaskakująca przede wszystkim pod względem kulturowym, ukazując nam zwyczaje i obyczaje, które dla współczesnego widza mogą być nieoczekiwane, a jednocześnie niezwykle autentyczne.

Jason Momoa wypada w swojej roli bardzo dobrze. To aktor, który ma wyjątkową smykałkę do wyboru ról stworzonych niemal specjalnie dla niego. Nawet jeśli zdarzają mu się pewne niedoskonałości aktorskie, są one skutecznie maskowane jego naturalną charyzmą i właśnie tak jest w tym przypadku. Momoa po prostu pasuje do roli Kaiany i doskonale prezentuje się na ekranie, przyciągając uwagę widza swoją energią i autentycznością.

Na uwagę zasługuje również zróżnicowanie całego drugiego planu. Choć wielu aktorów nie ma jeszcze dużego dorobku, zdecydowanie postawiono na obsadzenie ról w dużej mierze aktorami pochodzenia hawajskiego, co dodaje produkcji autentyczności i głębi. Bardzo dobrze ogląda się na ekranie Temuerę Morrisona, który jest szerzej znany m.in. z roli ojca głównego bohatera w filmie „Aquaman”, gdzie miał już okazję pracować z Momoą. Jego kreacja szalonego króla wyróżnia się jako jedna z najbardziej zapadających w pamięć w całym serialu. Świetnie wypada także Cliff Curtis, który – jak zwykle – kreuje pełną charyzmy postać Keoui, wnosząc do produkcji mocną, wyrazistą obecność.

Na wyróżnienie zasługują jednak przede wszystkim kobiece postaci, a w szczególności Luciane Buchanan w roli Kaʻahumanu oraz Te Ao o Hinepehinga jako Kupuohi. Luciane Buchanan była dla mnie kompletnie nie do poznania, po tym, jak widziałam ją wcześniej w serialu „Nocny Agent”. Tutaj prezentuje zupełnie inną, znacznie bardziej złożoną i pełną charyzmy rolę. Jej kreacja Kaʻahumanu jest nie tylko wyrazista, ale też głęboko poruszająca. Z kolei Te Ao o Hinepehinga, mimo że jest aktorką z relatywnie niewielkim doświadczeniem, z łatwością zawłaszcza sceny, w których się pojawia. Jej postać Kupuohi łączy w sobie delikatność z siłą, co czyni ją niezwykle wiarygodną i fascynującą. Kobiety w tej produkcji nie są jedynie tłem ani „ładnymi twarzami”. To pełnokrwiste, złożone postaci, które nieustannie mierzą się z oczekiwaniami społecznymi, trudnymi relacjami i ograniczeniami narzuconymi przez ówczesne normy. Mimo że często są uwięzione w ramach patriarchalnej struktury społecznej, każda z nich ma swój głos, swoją siłę i własną drogę, którą próbuje przebić się do przodu. To właśnie ich wątki wnoszą do serialu emocjonalną głębię i potrzebną perspektywę, pokazując, że historia Hawajów to nie tylko opowieść o wojownikach, ale też o kobietach, które współtworzyły jej fundament.
Podsumowując moje krótkie wrażenia z pierwszego sezonu: „Wódz wojownik” to jeden z najlepszych seriali historycznych ostatnich lat. Produkcja dopracowana w każdym detalu, emocjonalnie angażująca i kulturowo ważna. Miłośnicy takich tytułów jak „Shōgun” z pewnością będą usatysfakcjonowani, zarówno pod względem fabularnym, jak i wizualnym.
Dziękujemy AppleTV+ za przedpremierowy dostęp do serialu. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst. Pierwsze dwa odcinki już są dostępne, kolejne będą pojawiać się co tydzień.


