Recenzje serialiWspółpraca

Miłość pełna smaku (Opinia bezspoilerowa)

Dziś przychodzę do Was z recenzją dziesięcioodcinkowej koreańskiej dramy, która niedawno pojawiła się na Netflixie: „Dang-sin-eui Mat”, czyli „Miłość pełna smaku”. To ciepła, estetyczna opowieść o zderzeniu dwóch światów: wielkiego biznesu i lokalnej pasji do gotowania, w której nie brakuje ani emocji, ani… naprawdę apetycznych dań!

fot. Netflix

Han Beom‑woo, dziedzic potężnego konglomeratu spożywczego Hansang, prowadzi elegancką restaurację w Seulu. Choć stoi za nim luksusowy biznes gastronomiczny, brak mu prawdziwej pasji, a smak traktuje wyłącznie jako produkt, nie rozumiejąc jego emocjonalnego i kulturowego wymiaru. Mo Yeon‑joo to z kolei zdeterminowana, utalentowana szefowa kuchni, która prowadzi kameralny, jedno‑stołowy lokal w Jeonju, gdzie smak i autentyczność są najważniejsze. Wierzy, że jedzenie to nie tylko pożywienie, lecz także opowieść i emocje. Gdy Han Beom‑woo traci pozycję i pieniądze w wyniku intryg własnego brata, jego losy krzyżują się z Yeon-joo. Razem postanawiają prowadzić lokal w Jeonju, a zderzenie ich dwóch światów prowadzi nie tylko do kulinarnych przemian, ale i rodzącego się uczucia.

fot. Netflix

Fabularnie „Dang-sin-eui Mat” to niezbyt skomplikowana historia miłosna, okraszona naprawdę dużą dawką miłości do jedzenia, co idealnie pasuje do Koreańczyków i ich kulinarnej kultury. Sam wątek romantyczny, jak już wspominałam, jest dość stereotypowy i przewidywalny. (Serio, ten schemat widzieliśmy już w tysiącu innych produkcji.) Ale… nie o to tutaj chodzi. Ta „oklepana forma” wcale mi nie przeszkadzała, mimo że nietrudno było domyślić się, jak potoczą się losy bohaterów. Kang Ha-neul i Go Min-si świetnie wypadają w rolach głównych, jest między nimi spora chemia i razem są naturalni i po prostu mega uroczy. Kang Ha-neul bardzo przyjemnie zaskakuje w nieco innej roli niż tej, którą pamiętam z ostatnio recenzowanego „When the Camellia Blooms”, zagrał tu z większą lekkością, a jednocześnie nie stracił charakterystycznego wdzięku. Chętnie zobaczyłabym go w jeszcze innych odsłonach.

fot. Netflix

Kolejnym istotnym elementem jest oczywiście jedzenie. Ach, nie siadajcie do tego serialu głodni! Kino azjatyckie jak żadne inne potrafi pokazywać jedzenie w taki sposób, że niemal czuć zapachy przez ekran telewizora. Potrawy prezentują się świetnie, kolorowe, apetycznie i są dopracowane w każdym szczególe. Co ważne, motyw jedzenia, jego pochodzenia, procesu powstawania oraz bogactwa kuchni koreańskiej został potraktowany z dużym szacunkiem i wyraźnym researchem. To nie tylko estetyczna uczta, ale też hołd złożony koreańskiej tradycji kulinarnej.

Drugi plan również wypada bardzo dobrze, szczególnie Kim Shin-rok i Yoo Su-bin, którzy świetnie uzupełniają serial o warstwę komediową. Yoo Su-bin był ponownie uroczy i charyzmatyczny, zupełnie jak zapamiętałam go z „Crash Landing on You”. Świetnie wypada również Bae Na-ra jako Han Seon-woo, brat Beom-woo. Obaj aktorzy bardzo dobrze oddali trudną relację między rodzeństwem, pełną współzawodnictwa, napięć i prób spełniania oczekiwań toksycznej matki. To wątek trudny, ale naprawdę ciekawie przedstawiony.

fot. Netflix

Dziesięcioodcinkowa forma sprawia, że serial ogląda się bardzo przyjemnie, bez zbędnych dłużyzn. Fabuła płynie gładko, a głównej ekipie restauratorów naprawdę nie sposób nie kibicować w ich kulinarnej drodze na szczyt. Ciekawie obserwuje się, jak każdy z bohaterów przechodzi swoją własną przemianę. Podsumowując: to świetna drama na jeden, góra dwa wieczory z kieliszkiem wina i czymś pysznym do jedzenia (inaczej i tak wylądujecie przy lodówce – gwarantuję!). To historia, która łączy w sobie elementy romansu, kulinarnej pasji oraz refleksji nad życiowymi wyborami i zmianą priorytetów. Nie jest to nic rewolucyjnego fabularnie, ale ogląda się z przyjemnością i ciepłem w sercu. Polecam spróbować, myślę, że Wam zasmakuje. 😉

Dziękujemy Netflix za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.