Funny Woman – Sezony 1-2 (Opinia bezspoilerowa)
„Funny Woman” to ekranizacja powieści Nicka Hornby’ego pod tym samym tytułem. Ten brytyjski komediodramat skupia się na postaci Barbary Parker, aspirującej komiczki i lokalnej miss z Blackpool, która porzuca dotychczasowe życie i wyrusza do Londynu by spełniać marzenia o pracy w showbiznesie. Akcja rozgrywa się w latach 60. gdy branża telewizyjna była zdominowana przez mężczyzn a kobiety traktowano jako po prostu „ładne buzie” lub dodatek do kolegów po fachu. W roli głównej zobaczycie na ekranie Gemmę Arterton, która zdecydowanie pozytywnie mnie zaskoczyła.

Już od pierwszych minut zderzamy się z kontrastem między tętniącym życiem Londynem a rodzinnym miasteczkiem bohaterki, do którego nie pasowała. Można odnieść wrażenie, że gdyby pozostała w domu, ten przymus zdusił by w niej wszelką radość a tego wyraźnie nie chciała. Jednak mimo pozytywnego nastawienia Barbary i spontanicznej przeprowadzki, szybko zderza się z brutalnymi realiami: uprzedzeniami dotyczącymi jej pochodzenia, akcentu, a przede wszystkim płci. Gdy pewnego pechowego wieczoru udaje jej się poznać agenta gwiazd, za jego namową przyjmuje pseudonim Sophie Straw i zaczyna długą wspinaczkę po szczeblach telewizyjnej kariery. Choć wspomniałam, że Gemma Arterton robi wrażenie, reszta towarzyszącej jej obsady świetnie dopełnia podróż jej postaci. W Londynie znajduje swoje miejsce u współlokatorki „Marj” (w tej roli Alexa Davies), pracującej w domu towarowym. Wyraźnie się różnią, ale z czasem coraz swobodniej przy sobie czują. Ich wspólne wieczory w małym mieszkaniu równoważą błysk studia telewizyjnego i uświadamiają, że odpowiednie wsparcie pomaga przejść przez wszelkie trudności po ciężkim dniu. Pojawia się też Diane Lewis (Clare-Hope Ashitey), ambitna dziennikarka, która wnosi do serialu perspektywę kobiet zmagających się z rasizmem i seksizmem w świecie mediów. Diane staje się nie tylko przyjaciółką, ale i przewodniczką, pokazując bohaterce, że jej walka o głos ma szerszy społeczny kontekst. W tym miejscu aż żal pominąć ojca Sophie. George, (David Threlfall) pracowity i spokojny, od początku wspiera córkę i pozostaje z nią w kontakcie, mając wpływ na jej kolejne decyzje. Ta relacja stanowi bezpieczną przystań w szalonej pogoni za sławą. Ich wspólne sceny są wzruszające. Pełne ciepła i zrozumienia.

Równie interesujący okazuje się zespół, z którym dziewczyna ma szansę współpracować. Producent Dennis Mahindra (Arsher Ali) potrafi być wymagający, ale wierzy w jej talent i pozwala iść własną drogą. Jest to miła odmiana, biorąc pod uwagę, że większość mężczyzn z branży nie traktuje Sophie poważnie czym podnosili mi ciśnienie. Z kolei scenarzyści tworzą z nią coś na kształt twórczego trójkąta. Szybko łapią wspólny język równie zafascynowani swoją pracą. Bill (Matthew Beard) to idealista z ciętym językiem; widać, że chciałby, żeby każdy żart miał ukryty przekaz by zapadł ludziom w pamięć. Moja ulubiona postać z tej grupy. Tony jest bardziej ugodowy w tym zespole, ale potrafi zaskoczyć ripostą. Clive Richardson (charyzmatyczny Tom Bateman), gwiazda sitcomu też przyciąga uwagę widza. Pewny siebie, błyskotliwy, przyzwyczajony do blasku fleszy, musi pogodzić się z tym, że od teraz dzieli z kimś scenę. A skoro już o tym mowa, momenty wspólnych prób i nagrań, dają możliwość by pokazać proces tworzenia sitcomu od podstaw, kiedy cenzura utrudniała robotę. Nie odczuwałam przesady w tym aspekcie. Życie prywatne i praca się równoważą, przez co ogląda się naprawdę lekko. Nie oznacza to jednak braku poważniejszych tematów. Konflikty na polu zawodowym, problemy rodzinne, poszukiwanie swojego głosu, strach przed skandalem, rasizm czy homofobia nadają historii dramaturgi i głębi. Choć serial nie jest romansem, nie brakuje w nim wątku miłosnego, który przewija się dyskretnie w tle, by z czasem wyjść na pierwszy plan. Nie zniechęcajcie się jednak. Nie stanowi zapychacza. Jest wiarygodny i potrzebny. Dzięki niemu bohaterka uczy się wyznaczać granice i dowiaduje się, że kariera i miłość nie zawsze idą w parze.

Drugi sezon stanowi bezpośrednią kontynuację, stawiając przed Sophie i jej przyjaciółmi kolejne zawodowe i osobiste wyzwania. Co gorsza, relacja z tatą kuleje. Nie brakuje zatem powodów do frustracji i kibicowania bohaterom jednocześnie. Największym rozczarowaniem jest moim zdaniem krótsza forma. Zaledwie 4 odcinki, przez co nie mamy wystarczającej przestrzeni by dylematy, ważne zmiany i postacie drugoplanowe odpowiednio wybrzmiały w 2 sezonie. Brakuje mi informacji o ich przeszłości i codzienności. Tempo wydaje mi się nierówne a poziom dramatyzmu przesadzony. Miało to również miejsce w pierwszym sezonie, ale tutaj jest to bardziej odczuwalne. Możliwe, że odzwierciedla ono karierę w branży – od przestojów i piętrzących się problemów, po okazje, które pomagają się wybić. Przez to w kontynuację na początku trudniej się wciągnąć. Na osłodę warto wspomnieć, że strony wizualnej i muzycznej to nadal prawdziwa uczta oczu i uszu. Kostiumy i scenografia świetnie oddają lata 60., a muzyka będąca mieszanką hitów epoki i klimatycznych aranżacji podbija rytm opowieści. Pojawiają się też postacie, o których do tej pory co najwyżej słyszeliśmy – jak rywal Dennisa, Vernon, który swoją obecnością wpłynął na jego małżeństwo czy krewna Sophie, co ujawnia informacje o jej przeszłości. Choć niektóre żarty są mniej zabawne i momentami przestarzałe, nie odczuwałam zażenowania. Starano się oddać realia przedstawionej epoki. Zaskoczyła mnie stopniowa zmiana w podejściu szefa stacji. Dało się odczuć zbliżającą się rewolucję w branży – co potwierdził ostatni odcinek. Mam cichą nadzieję na sezon 3. i rozwinięcie wątku!
„Funny Woman” to ostatecznie udany serial, który z pewnością przypadnie do gustu fanom brytyjskiego humoru, retro klimatu i opowieści, w których dużo się dzieje. To nie tylko historia o branży telewizyjnej, ale i komentarz społeczny. Twórcy umiejętnie wpletli wątki dramatyczne, przez serial jest angażujący. Ma parę wad, jednak nie rzutują one jakoś drastycznie na odbiór całości. Jeśli lubicie silne bohaterki walczące o swoje miejsce w świecie i jednocześnie potrzebujecie czegoś do obejrzenia w weekend, historia Sophie Straw to idealny wybór. Gemma jest charyzmatyczna i autentyczna w roli Sophie, myślę, że i Wy ją polubicie!
Dziękujemy Skyshowtime za dostęp. Platforma nie miała wpływu na treść opinii.


