Recenzje seriali

The Walking Dead. Dead City – Sezon 2 (Opinia bezspoilerowa)

Drugi sezon „The Walking Dead: Dead City” startuje rok po wydarzeniach z finału pierwszej serii. Negan ponownie odgrywa kluczową rolę, tym razem jako sojusznik Damy, kobiety pragnącej zbudować imperium na zgliszczach Nowego Jorku. Jednak nie wszyscy są gotowi, by się podporządkować. Maggie i jej ludzie robią wszystko, by powstrzymać rosnącą władzę Damy i nie cofają się przed niczym.

Już po kilku odcinkach widać, że fabularnie ten sezon wypada lepiej od poprzedniego. Przede wszystkim dzięki napięciom między różnymi grupami, które Dama próbuje podporządkować swojej wizji. Choć jej siła wydaje się przytłaczająca, każda z frakcji ma swoje unikalne zasoby, lojalności i motywacje. Twórcy zgrabnie żonglują tymi zależnościami: raz otrzymujemy polityczne manipulacje, kiedy indziej brutalne pojedynki decydujące o przewadze. W centrum tych wydarzeń jest Negan – wyraźnie zmęczony, wewnętrznie rozdarty, ale też… powracający do formy! Jego działania są pełne sprzeczności: potrafi być brutalny, bezkompromisowy, ale też przebiegły i zaskakująco dyplomatyczny. Momentami trudno jednoznacznie stwierdzić, po której stronie naprawdę stoi i to właśnie ten balans czyni jego wątek najciekawszym elementem całego sezonu. Powrót „starego Negana” wynosi intrygi na zupełnie nowy poziom: chaotyczny, nieoczywisty, brutalny i emocjonujący – warto wytrzymać krótkie przestoje, ponieważ prowadzoną one do niezłej akcji i emocji rozrywających widza na różne kierunki (od satysfakcji po głęboki smutek np. kiedy musimy pożegnać się z pewnymi postaciami).

fot. IMBD

To właśnie dzięki Neganowi fabuła nabiera świeżości. Wiele razy wydawało mi się, że potrafię przewidzieć, co wydarzy się dalej – i równie często byłem zaskakiwany. Zwroty akcji są dobrze osadzone w narracji i emocjonalnie uzasadnione, a niektóre z nich stanowią punkt wyjścia do mocniejszych, dramatycznych scen. Negan swoją charyzmą zdecydowanie przyćmiewa Damę i Chorwata – postacie, które co prawda pojawiają się w serialu, ale nie wyróżniają się niczym na tle poprzedniego sezonu. Ich role sprowadzają się do realizacji konkretnych zadań, po których albo znikają z ekranu, albo ich dalsze losy są na tyle przekombinowane, że nawet w realiach tego uniwersum wydają się oderwane od rzeczywistości. To duża wada sezonu, szczególnie gdy zestawi się te postacie z zupełnie nowymi, jak historyk grany przez Keira Gilchrista – który, mimo symbolicznego charakteru, odcisnął znacznie wyraźniejsze piętno na historii i motywacjach bohaterów, podobnie jak Negan.

Konflikt między Maggie a Neganem zyskał nowy wymiar. Ich starcia nie są już tylko osobiste, lecz stają się elementem większej wojny o przetrwanie. Były tu sceny, które naprawdę zostają z widzem – krwawe, bezpośrednie, brutalne. Właśnie za to cenię uniwersum TWD – nikt nie jest bezpieczny. Nawet postaci z głównej obsady mogą zginąć, a każda śmierć ma realną wagę i po raz kolejny to miało miejsce! Tego typu decyzje scenariuszowe niosą emocjonalny ciężar i skutecznie podbijają stawkę. Oczywiście, jak to bywa w tym świecie, zdarzają się też wątki mocno przekombinowane. Czasem wydarzenia przychodzą bez logicznego wyjaśnienia, a fabularne wygibasy bywają zbyt nagłe. Najbardziej odczuwalne jest to w okolicach finału – pewien istotny zwrot akcji zostaje całkowicie odwrócony bez żadnego sensownego uzasadnienia, mimo że jedno z pytań postaci wprost domaga się odpowiedzi, a jej po prostu nie ma i nikt nie zastanawia się „ale dlaczego?”.

fot. IMBD

Nie podobało mi się całkowite zredukowanie roli Swędaczy w porównaniu z pierwszym sezonem. Pojawiają się bardzo rzadko, a gdy już się pojawiają, ich rola ogranicza się do bycia wykorzystywanymi przez ludzi – bez towarzyszącego temu silnego poczucia zagrożenia. Najlepszym przykładem jest tzw. arena, na której zombie wystawiano do walki. Sam pomysł wnosił pewną świeżość i budował klimat produkcji, a także miał znaczenie fabularne, dzięki czemu nie był jedynie ciekawostką. Jednak całkowicie brakowało mu atmosfery zagrożenia, która do tej pory stanowiła jeden z najmocniejszych elementów całego uniwersum TWD.

Nie można jednak odmówić twórcom konsekwencji w budowaniu relacji między bohaterami. W tym sezonie wyraźnie wybrzmiewa wątek Maggie i jej syna – napięty, złożony, emocjonalnie bolesny. Manipulacje Damy z poprzedniego sezonu nadal odciskają piętno, choć nie do końca przekonuje mnie, jak łatwo ich skutki wpływają na relację matki i dziecka. Brakuje tu wyrazistej ekspozycji działań Damy, które uzasadniałyby tak głęboki rozłam. Mimo to doceniam, że twórcy nie bali się sięgnąć po trudne emocje, a konflikt między Maggie a synem został mocno osadzony w uniwersum głównej serii. To nie tani dramat, ale przemyślana, emocjonalna oś, która wpływa na rozwój postaci i nadaje sens ich decyzjom.