MobLand (Opinia bezspoilerowa)
„MobLand” to brytyjski serial gangsterski, którego trzon stanowi konflikt między dwiema rodzinami przestępczymi: Harriganami i Stevensonami. Wszystko zaczyna się od jednej, feralnej nocy z udziałem młodszego pokolenia obu klanów. Od tego momentu napięcie nieustannie narasta. Choć obie strony od dawna tylko czekały, by rzucić się sobie do gardeł, próbuje je powstrzymać Harry, postać grana przez Toma Hardy’egoo, człowiek od zadań specjalnych, który rozumie, że wojna nikomu się nie opłaca.
„MobLand” od pierwszych minut trafił w mój gust dzięki ciężkiemu, surowemu klimatowi i ponurą atmosferze, a jednocześnie niespodziewanej elokwencji i powadze. To serial, który z jednej strony nie unika przemocy i brutalnych rozwiązań, jak wchodzi konkretna akcja to na „grubo”, z drugiej poświęca równie dużo uwagi kulisom działania rodzin i samym postaciom – ich metodom, układom, wpływom, motywacjom i relacjom. Najbardziej przekonuje mnie to, że zanim padną strzały, rozgrywa się słowna walka pełna haków, szantaży, znajomości i nacisków, a między wydarzeniami jest gęsto od emocji i napięcia. Przykładem jest Harry, postać napisana z dużym wyczuciem. Zawsze szuka pokojowych rozwiązań, jego orężem jest inteligencja, nie przemoc i na każdą sytuację ma rozwiązanie np. zauważając potencjalny atak na jego postać, podchodzi do oprawców i ukazuje inteligentną przewagę. Gdy jednak sięga po drastyczne środki, robi to z pełną świadomością, a jego działania mają ciężar i konsekwencje – to samo można powiedzieć o wszystkich, co weryfikuje zakończenie pierwszego odcinka.

W MobLandzie nie ma decyzji bez echa. Każdy ruch rozchodzi się echem przez rozbudowaną hierarchię – zarówno w obrębie rodzin, jak i w świecie przestępczym. Kiedy konflikt eskaluje, synowie Conrada zostają wciągnięci w grę, co z kolei otwiera przestrzeń dla innych bohaterów np. Maeve, postaci, która do tej pory pozostawała w cieniu, a teraz zaczyna subtelnie, ale stanowczo wpływać na wydarzenia. To właśnie takie zderzenia charakterów i różne punkty widzenia sprawiają, że serial zyskuje głębię i jeszcze mocniej byłem wkręcony w niebezpieczną grę między rodzinami. Duża zasługa świetnie wykreowanych bohaterów, którym poświęcono jest mnóstwo uwagi, a często interakcje bohaterów ożywiają plan i na pozór prostą rozgrywkę rozciągają do nieprzewidywalnych granic np. Harry i Kevin to świetnie zgrany duet, ale im więcej spędzają czasu, tym inni gracze tworzą plan do zmiany ich miejsca na planszy.
Nie jest to jednak produkcja dla widzów oczekujących wartkiej akcji. Odcinki są długie, tempo powolne, a momentami wydaje się, że nie dzieje się wiele. Dla wielu widzów może to być wada, dla mnie jednak to zaleta. Taka narracja pozwala budować gęsty klimat i daje czas, by zatopić się w świecie przedstawionym. Twórcy poświęcają sporo uwagi samej przestrzeni Londynu – od dusznych klubów, przez wąskie uliczki, aż po domy rodzinne, gdzie rozgrywają się ciche dramaty. Czuć, gdzie dokładnie rozciągają się granice gangów, jak duży jest to świat mimo lokalnego charakteru – i zróżnicowany w klimatach. Wolne tempo akcji sprzyja również poświęcaniu czasu bohaterom, aby dłużej z nimi pobyć i lepiej ich poznać np. od trzeciego odcinka zaczynamy lepiej poznawać życie prywatne Harry’ego. Jego konflikt z żoną ukazuje wartości, jakimi się kieruje, oraz wewnętrzne rozdarcie, które nadaje mu ludzkiego wymiaru i na swój sposób komplikuje główną intrygę. Takie wolniejsze tempo służy też lepszemu zarysowaniu pobocznych postaci – każda z nich ma swój moment, nawet drobny udział, a sceny zyskują przestrzeń, by wybrzmieć. Przykładem może być wątek zaginięcia syna Richiego. Przez długi czas jesteśmy trzymani w niepewności, a tropy prowadzą w różne strony, każąc nam podejrzewać nawet tych, których wcześniej uważaliśmy za wiarygodnych. Wolne tempo akcji nie zostało wykorzystane do przedstawienia podstaw działalności gangsterskich rodzin. Przebieg fabuły nie pozostawia złudzeń z jakimi bohaterami mamy styczność, jak zdecydowani są w swoim działaniach (od szantaży po stanowcze pociąganie za spust – losy bohaterów wahają się na włosku o czym część przekonała się mówiąc „papa” widzom), ale brak informacji o działalności, która odpowiedziałaby na podstawowe pytania: Na czym oni zarabiają? Czym zajmują się na co dzień? Co umacnia ich pozycję w społeczeństawie?

MobLand robi ogromne wrażenie od strony audiowizualnej. Zdjęcia są efektowne, ale nie efekciarskie – operowanie kamerą przypomina kino sensacyjne z najwyższej półki, a konsekwencja w utrzymaniu tonacji obrazu pomaga jeszcze mocniej zanurzyć się w historii. Muzyka również robi swoje. Klimaty rodem z The Prodigy czy Arctic Monkeys doskonale oddają nerwowość scen i podbijają emocje. Dobrze dobrany soundtrack potrafi zadziałać jak uderzenie – dodaje scenom tempa albo ciężaru, w zależności od potrzeb.
Na ogromne uznanie zasługuje też obsada. Aktorzy nie tylko idealnie pasują do swoich ról, ale tworzą między sobą intensywne relacje, które czuć w każdej wspólnej scenie. Tom Hardy jest magnetyczny – przekonująco pokazuje człowieka opanowanego, który stara się kontrolować chaos, ale czasem musi przekroczyć granicę. W tych momentach jego mimika, ton głosu, spojrzenia mówią więcej niż słowa. Z kolei duet Pierce Brosnan i Helen Mirren jako małżeństwo z długim stażem robi znakomite wrażenie. Ich relacja to skomplikowany miks miłości, władzy, wzajemnego wpływu i pozytywnego przerysowana ról w kluczowych momentach, aby emocji mogły mocniej wybrzmiewać (i czasem zwodzić). Trudno jednoznacznie powiedzieć, kto naprawdę pociąga za sznurki i właśnie ta niepewność jest tak fascynująca. Reszta aktorów dorównuje im grą, ale zbyt łatwo wejść na spoilery, dlatego przekonajcie się sami!
Dziękujemy SkyShowtime za przedpremierowy dostęp do pierwszych czterech odcinków. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.


