Książki serialoweWspółpraca reklamowa

„Junji Ito – kolekcja horrorów: Souichi i jego głupie klątwy | Tomie tom 1 i 2” (Opinia bezspoilerowa)

Junji Ito określany mistrzem horrorów to mangaka, którego fanom grozy nie trzeba przedstawiać. Jego klimatyczne historie są wciągające, a pod względem stylu bardzo szczegółowe, upiorne i piękne jednocześnie. Myślę, że wbrew pozorom to słowo idealnie oddaje drobiazgowość autora i precyzję z jaką potrafi oddać różne natężenie strachu na twarzach bohaterów. Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z jego twórczością, macie w czym wybierać! W Polsce doczekaliśmy się dzięki wydawnictwu J.P. Fantastica kilku upiornych antologii jak i bardziej rozbudowanych opowieści. W dzisiejszym poście mam okazję podzielić się z Wami wrażeniami po lekturze mang niby do siebie podobnych, a jednak przedstawiających inne oblicza grozy.

O czym jest manga „Souichi i jego głupie klątwy”?

Głównym bohaterem tego tomu jest nastoletni Souichi Tsujii. Upiornie blady, z wiecznie podkrążonymi oczami i niezadowoloną miną chłopak, ma specyficzne hobby. Uwielbia voodoo, rzucać klątwy i uprzykrzać życie rodzinie oraz rówieśnikom. Nigdy też nie rozstaje się z gwoździami, które są dla niego jak cukierki czy guma, żuje je bez przerwy. Jak można się spodziewać, historia ta koncentruje się na przeróżnych okolicznościach, w których bohater próbuje rzucić na kogoś urok. Jego plany jednak kończą się fiaskiem.

fot. Serialomaniak

Co mi się podobało w mandze „Souichi i jego głupie klątwy”?

Na plus moim zdaniem jest klimat tego tomu. W porównaniu z innymi opowieściami Junjiego Ito, „Souichi” zdecydowanie podejdzie tym osobom co dopiero odkrywają horrorowe klimaty i starają się wyczuć jaki poziom grozy jest dla nich do zniesienia. Jednocześnie stanowi dobrą odskocznię dla tych, którzy na co dzień sięgają po historie cięższe w odbiorze. Przygody Souichiego to mieszanka horroru psychologicznego, groteski i czarnego humoru.

Choć sytuacje jakich jesteśmy świadkami są absurdalne, a bohater niejednokrotnie bywa irytujący, styl autora i sposób przedstawienia sytuacji wzbogaca historię o narastające napięcie i momentami estetyczny chaos, idealnie odzwierciedlający główną postać. Mieszanka horroru i humoru potrafi rozładować napiętą atmosferę. Dzięki temu czyta się naprawdę szybko.

Myślę, że kolejnym plusem tego tomu jest oryginalność. Souichi to bohater ekscentryczny, nierozumiany wyrzutek. Na swój sposób radzi sobie z frustracją i samotnością. Nie można mu odmówić kreatywności, jest jednak egoistyczny i niedojrzały. Nie jest to typowy główny bohater, któremu z miejsca się kibicuje czy darzy sympatią. Przy Souchim czuje się niepokój i dyskomfort.

Co mi się nie podobało w mandze „Souichi i jego głupie klątwy”?

Największym minusem tego tomu okazała się dla mnie powtarzalność. Bohater często pod wpływem emocji wybiera ofiarę, „rzuca klątwę” co ostatecznie ma dla niego nieoczekiwane konsekwencje będące nauczką. Choć pod tym względem bywają one mniej lub bardziej upiorne czy absurdalne, na dłuższą metę okazuje się to męczące. Bohater coraz bardziej irytuje mimo chęci wykazania się kreatywnością, nie uczy się na błędach, nie wyciąga wniosków. Może też być tak, że po prostu nie jestem fanką groteski i od Ito wolę grozę, o czym przekonacie się czytając co sądzę o „Tomie”.

O czym jest manga „Tomie”?

Seria koncentruje się na tytułowej Tomie. Piękna dziewczyna często przyciąga uwagę mężczyzn, co kończy się dla niej tragicznie. Obsesja jakiej dostają na jej punkcie prowadzi do jej śmierci w różnych makabrycznych okolicznościach. Jest jednak pewien szczegół. Tomie to istota nieśmiertelna. Potrafi zregenerować i sklonować. Odradza się bez końca.

Co mi się podobało w mandze „Tomie”?

Najciekawszym aspektem w tej opowieści jest dla mnie motyw piękna i niekończącej się obsesji. Czym właściwie jest piękno? Dla bohaterki, źródłem niewyobrażalnego cierpienia. Jej własną klątwą. To z jego powodu nie może uwolnić się od mężczyzn, którzy zafascynowani nią, ostatecznie odbierają jej życie. Przy każdym odrodzeniu się, Tomie wygląda choć trochę inaczej, więc poznajemy różne oblicza. Ostatecznie, w moim odczuciu jej piękno jest wyłącznie zewnętrzne. Tomie manipuluje, wykorzystuje swoją urodę, uważa się za lepszą. Ma o sobie wysokie mniemanie a żadne komplementy nie są wystarczające. Niejednokrotnie prowokuje do morderstwa – niszcząc siebie i innych.

Atmosfera antologii jest również na plus. Junji Ito udowadnia, że nie są potrzebne duchy czy potwory żeby porządnie czytelnika wystraszyć. Zarówno sceny przemocy wobec Tomie jak i procesy jej odradzania się, są wystarczająco makabryczne. Detale i duszna atmosfera wzbierającej agresji pozostają w głowie na dłużej. O ile uważam, że „Souichi” jest bardziej znośny pod tym względem, tak w przypadku Tomie mamy do czynienia z body horrorem i dużą dawką gore. Uprzedzam, jeśli ktoś z Was ma w planach.

Sam pomysł na historię sprawia, że za jej pośrednictwem można poruszyć wiele wątków i zaprezentować różne oblicza obsesji i lęku. Dzięki temu mimo wybranej formy, epizodyczności, nie odczułam przesytu a raczej zastanawiałam się czym jeszcze autor może mnie zaskoczyć. Znajdziecie tu chociażby motyw obsesyjnej kontroli, zazdrości, toksycznej miłości, dwoistej natury czy eksperymentów. Choć historie kończą się nagle, potrafią zszokować.

Co mi się nie podobało w mandze „Tomie”?

Mimo, że w przypadku Tomie nie przeszkadzała mi powtarzalność, żałowałam, że nie idziemy w jakimś konkretnym kierunku. Widzimy różne oblicza a nie mamy okazji lepiej jej poznać. Myślę, że pod względem emocjonalnym ta antologia robiłaby jeszcze większe wrażenie gdybyśmy mogli w jakiś sposób zżyć się z bohaterką. Jej historia jest przecież tragiczna, co samo w sobie nadaje pewien ciężar. Dlatego szkoda mi, że Tomie jest raczej źródłem obsesji, katalizatorem mrocznych wydarzeń. Jej zmienność charakteru na przestrzeni różnych opowieści mogłaby stanowić uzasadnienie i szukanie sposobu na radzenie sobie z traumą.

Wydanie mangi

Kolekcja horrorów prezentuje się naprawdę super. Bazując na 3 tomach jakie otrzymałam, mamy oprawę miękką, z obwolutą. Format A5. Każda z mang ma ok. 400 stron. Mimo to wygodnie się czyta. Każdy z grzbietów mangi ma inny, charakterystyczny odcień dzięki czemu rzucają się w oczy i ciekawie razem wyglądają. Trochę szkoda, że np. nie łączą się w jakiś kadr z mang Ito, np. dziewczynę ślimaka. Z drugiej strony wybrany minimalizm potęguje zaskoczenie w momencie zetknięcia się z zawartością.

Czy polecam mangi „Tomie” i „Souichi i jego głupie klątwy”?

Souichi co prawda podobał mi się mniej, ale ostatecznie jest to udana antologia. Jak pisałam wcześniej, lżejsza spośród mang Junjiego Ito. Tomie natomiast uważam za must read. To jeden z tych tytułów, które warto poznać, żeby przekonać się na ile straszą japońskie horrory. Co ciekawe, info dla serialomaniaków – zarówno Tomie jak i Souichiego znajdziecie m.in. w anime antologii dostępnej na Netflix – „Junji Ito Maniac: Japanese Tales of the Macabre”. Jest to już kolejna adaptacja jego twórczości, która pokazuje, że ta niesamowita kreska i klimat są nie do przeniesienia. Lećcie czytać mangi!

Dziękujemy J. P. Fantastica za przekazanie egzemplarzy recenzenckich. Wydawca nie miał wpływu na opinię i tekst.