Fafhrd i Szary Kocur. Omnibus (Opinia bezspoilerowa)
„Fafhrd i Szary Kocur. Omnibus” to zbiorcze wydanie kultowych przygód dwóch najbardziej charyzmatycznych bohaterów klasycznego fantasy. Od momentu ich pierwszego spotkania aż po starcia z nekromantami, skomplikowane rozgrywki z gildiami złodziei czy po prostu… wspólne piwkowanie w karczmie, wszystko tchnie duchem przygody, który doskonale trafia w potrzeby fanów gatunku. I muszę przyznać – dawno nie bawiłem się tak dobrze w świecie fantasy!

Już od pierwszych stron poczułem sympatię do głównych bohaterów. To duet idealnie skrojony pod przygodową narrację: zwinny, cwany Szary Kocur i potężny, impulsywny Fafhrd. Jeden myśli, drugi działa. Razem tworzą parę, której nie sposób nie polubić. Ich dialogi, pełne żartów, docinków i życiowych obserwacji, nadają całości luzu i wiarygodności. Co więcej, potrafią logicznie reagować na sytuacje, dostosowują się do okoliczności, rozmowy o złocie czy kobietach przy kuflu piwa tylko dodają im autentyczności, solo działają równie dobrze co razem (nie zawsze wspólnie podróżują). To nie herosi z pomnika – to żywi ludzie, których po prostu chce się śledzić.
Otwierająca historia od razu ustawia poprzeczkę wysoko, pokazując z czym się je dany temat. Mamy tu gildię złodziei, więcej grup społecznych, starcie z nekromantą, mocniejsze akcenty i duży wpływ wydarzeń na dalsze losy bohaterów. Co ważne, nie jest to jedynie lokalna awantura, lecz historia z szerokim kontekstem. Twórcy wprowadzają wiele elementów budujących większy świat: struktury społeczne, konflikty między gildiami, obecność magii, ale bez popadania w sztampę. Przykład? Nekromanta nie działa według standardowego schematu – jego moce są zaskakujące, bardziej metafizyczne niż bitewne, co czyni go groźniejszym i mniej przewidywalnym, przede wszystkim to łotr przejmujący inicjatywę i nie patyczkujący się w realizacji planów (więcej takich sylwetek jest w dalszych historiach).

Ogromnym atutem „Omnibusa” jest różnorodność opowieści. Każdy rozdział to osobna przygoda, osadzona w innej sytuacji i środowisku. Czasem są to walki z lokalnymi bandytami, czasem pełne magii wyprawy, innym razem historie z wyraźnym podtekstem społecznym czy psychologicznym. Twórcy umiejętnie bawią się schematami gatunku, odświeżają klasyczne motywy i potrafią zaskoczyć np. opowieścią o handlarzach manipulujących iluzją, by wpływać na wartość swoich towarów. To nadal fantasy, ale podane z własnym pomysłem.
Mimo że każda historia jest zamknięta i nie wymaga dopowiedzeń, odczułem lekki dyskomfort z powodu rozdziałowości. Niektóre wątki aż prosiły się o rozwinięcie, szczególnie emocjonalne np. w historii o utraconej miłości bohaterów zabrakło czasu, by ich żal wybrzmiał mocniej. Z drugiej strony, uporządkowanie opowieści daje poczucie ciągłości np. postacie nawiązują do wcześniejszych wydarzeń, komentują przeszłość, wracają wspomnieniami, co tworzy spójny portret ich relacji i rozwoju.

To nie jest komiks tylko dla fanów bitew czy czarodziejów. Znajdziemy tu także bardziej przyziemne wątki np. konflikty o zemstę, oszustwa, rozgrywki między gildiami, a także przygody zahaczające o tematykę wszechświata i tajemnicy istnienia. Różnorodność gatunkowa została świetnie przemyślana. Za każdym razem trafiałem na coś innego, ale równie wciągającego. I choć komiks powstawał etapami, czuć w nim pasję i zaangażowanie zespołu twórców.
Największe wrażenie zrobiły na mnie ilustracje Mike’a Mignoli. Jego styl to osobna opowieść – oszczędny w formie, cięższy w tonie, pełen głębokich cieni i zgaszonych barw. Nadaje to opowieściom klimat bardziej poważny, może nawet niepokojący, bez odcinania ich od baśniowej estetyki. Miasta tętnią życiem, ulice są brudne i nieprzyjazne, a potwory mają wyrazisty, indywidualny charakter. Nawet statyczne sceny potrafią przekazać dynamikę, a walki, mimo prostoty, robią świetne wrażenie dzięki ekspresyjnym kadrom.

Wydanie zasługuje na wysoką ocenę. To gruby tom w twardej oprawie, z okładką zaprojektowaną w stylu Mignoli, która od razu przyciąga wzrok. Kredowy papier oddaje intensywność kolorów, a format jest nieco większy niż standardowy, co pozwala w pełni docenić panoramy i scenografie. Na końcu znajdziemy galerię alternatywnych okładek, a także teksty redakcyjne i posłowie, które rzucają światło na kulisy powstawania komiksu oraz inspiracje autora. Tego typu dodatki bardzo cenię – pomagają głębiej zrozumieć historię, dostrzec smaczki i poczuć kontekst, który łatwo mógłby umknąć.
Dziękujemy Lost in Time za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.


