Recenzje serialiWspółpraca

Parasyte: The Maxim (Opinia bezspoilerowa)

Parasyte: The Maxim” to anime, które w wyjątkowy sposób łączy intensywny body horror, dynamiczną akcję i psychologiczny dramat z głęboką refleksją nad naturą człowieczeństwa. Jest to też jeden z tych tytułów, które stanowią zamkniętą historię co nieczęsto się zdarza w przypadku adaptacji. To opowieść o inwazji pasożytów, ale przede wszystkim o przemianie wewnętrznej bohatera, utracie niewinności i poszukiwaniu sensu w świecie, który nagle stał się obcy i niebezpieczny.

Fabuła rozpoczyna się w momencie, gdy na Ziemię spadają nieznane pasożyty. Ich misja jest prosta: przeniknąć do ludzkiego mózgu i przejąć kontrolę nad ciałem a następnie funkcjonować w społeczeństwie jako zamaskowani drapieżnicy w ludzkiej skórze. Główny bohater, Shinichi Izumi dzięki szybkiej reakcji unika zainfekowania. W jego przypadku pasożyt nie trafia do mózgu, lecz zatrzymuje się w prawej dłoni. Od tej chwili chłopak musi dzielić ciało i życie z Migim, istotą egoistyczną mającą na względzie przetrwanie, która jest dla niego jednocześnie zagrożeniem i jedynym sprzymierzeńcem. Ich relacja jest sercem całej opowieści. Obaj z czasem uświadamiają sobie, że ta nietypowa sytuacja przynosi obojgu korzyści. Dlaczego? Migi uczy się od Shinichiego, że emocje potrafią być funkcjonalne, a Shinichi odkrywa, że logika czasem jest jedyną drogą do przeżycia. Przemiana chłopaka związana z emocjonalną konfrontacją jest bolesna, ale i wciągająca, bo pokazana została bardzo organicznie: wraz ze zmianami w ciele pojawiają się zmiany w emocjach a wraz z utratą człowieczeństwa przychodzi też świadomość, że nigdy nie będzie już taki jak kiedyś. Co wpływa też na relacje z rówieśnikami a zwłaszcza z Satomi Murano, bo dziewczyna podświadomie czuje, że Shinichi powoli oddala się w stronę świata, którego ona nie rozumie i do którego nie ma dostępu. Jednocześnie stanowi dla niego punkt zaczepienia, bo nawet kiedy przejawia bardziej nieludzkie instynkty, obecność dziewczyny ściąga go z powrotem w stronę człowieczeństwa.

fot. Netflix

Inne postacie poboczne są istotne i sprawiają, że ta historia nabiera jeszcze większej głębi. Shinichi na swojej drodze spotyka np. Reiko Tamurę, pasożyta w ciele kobiety pracującej w jego szkole. W przeciwieństwie do wrogo nastawionych istot, ona chce egzystować z ludźmi. Reiko nie szuka uzasadnienia dla emocji tylko wiedzy. Z drugiej strony mamy Kanę, zauroczoną Shinichim dziewczynę obdarzoną nietypową intuicją co do pasożytów, która staje się symbolem tragicznej fascynacji i naiwnej wiary, że nie dosięgnie jej przemoc ze strony obcych istot. W czym niestety nie ma racji. Reiko dla odmiany nie kieruje miłość, lecz ciekawość, choć z czasem te dwie rzeczy zaczynają się splatać w sposób, którego sama się nie spodziewała. To postać, która stoi na granicy dwóch światów: należy do pasożytów, ale potrafi patrzeć na ludzi z perspektywy obserwatora i filozofa. Jej analiza ludzi, ich motywów i zachowań jest jednocześnie chłodna i głęboka. Każda z tych postaci odzwierciedla inny sposób, w jaki człowiek lub pasożyt próbuje zrozumieć tożsamość, instynkt i moralność. To właśnie różnorodność perspektyw sprawia, że „Parasyte” działa nie tylko jako thriller, ale również jako emocjonalno-filozoficzna opowieść.

Pod względem wizualnym sceny walki między pasożytami robią wrażenie dzięki płynności i kreatywności co do deformacji ciała. Animacja jest zazwyczaj dynamiczna i konsekwentna a styl może prosty i surowy, ale działa idealnie w kontekście tej historii. Muzyka autorstwa Ken Araia zasługuje na osobne wyróżnienie. Stanowiła dla mnie największe zaskoczenie nie tylko pod względem stylu, ale też tego jak dobrze współgra z tym co się dzieje na ekranie. Elektroniczne, industrialne, czasem wręcz dubstepowe brzmienia nadają anime niepokojącej energii, podkreślając obcość pasożytów i chaos emocjonalny Shinichiego. Budują napięcie kiedy tego trzeba a w momentach spokojniejszych zwalniają, dając chwilę na oddech. Co więcej, tempo narracji jest bardzo dobrze wyważone. Seria nie marnuje czasu na zapychacze, każdy odcinek posuwa fabułę do przodu. Pierwsza połowa skupia się na osobistym dramacie i przemianie Shinichiego, druga zaś rozbudowuje kontekst globalnego konfliktu, pokazując skalę zagrożenia ze strony pasożytów.

fot. Netflix

Gdybym miała wymienić jakieś wady, myślę że byłyby to uproszczone sceny w spokojniejszych momentach, przeskok z codzienności na wątek globalnego konfliktu w dalszej części, fakt że pewne aspekty zdają się skrócone a niektóre postacie potraktowane po macoszemu czy brutalność scen. Transformacje bywają obrzydliwe a walki dość krwawe, co warto mieć na uwadze. Mam też wrażenie, że im bliżej finału tym szybciej zamykamy wątki. Jednak żaden z tych elementów nie odbiera serii jej siły, bo broni się tu opowieść sama w sobie. Największym atutem jest umiejętność zmuszania widza do refleksji bez moralizowania. Anime często konfrontuje widza z pytaniami o naturę życia, moralność, przetrwanie i wyjątkowość człowieka. Czy pasożyty naprawdę różnią się od ludzi? Czy instynkt przetrwania usprawiedliwia wszystko? Kto tak naprawdę stanowi zagrożenie? Dzięki przedstawieniu różnych perspektyw widz sam wyciąga wnioski czy któraś ze stron ma rację.

To jedno z tych anime, które na długo pozostaje w pamięci dzięki swojej wyjątkowej kombinacji brutalnej akcji, emocjonalnej głębi i refleksyjnych pytań o naturę człowieczeństwa. Myślę, że zdecydowanie podejdzie osobom, które cenią połączenie intensywnej akcji z psychologiczną warstwą postaci oraz są zainteresowane tematami tożsamości, ewolucji, moralności i relacji człowieka z naturą. Pomimo kilku wad ostatecznie broni się jako spójna, dojrzała opowieść, która potrafi jednocześnie przerażać, wzruszać i skłaniać do refleksji. W moim odczuciu to jedna z ciekawszych historii z satysfakcjonującym zakończeniem. Jeśli kojarzycie serial aktorski w podobnym klimacie – zrezygnujcie i włączcie to. Nie pożałujecie.

Dziękujemy Netflix za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.