Recenzje serialiWspółpraca

Na podbój Bollywood (Opinia bezspolierowa)

Zdecydowałam się sięgnąć po serial „Na podbój Bollywood”, ponieważ od dawna fascynuje mnie kino indyjskie. Świat Bollywoodu, jego postacie, emocje i barwna estetyka nie są mi obce, wręcz przeciwnie, od lat śledzę rozwój tego przemysłu filmowego. Lubię charakterystyczną dla niego konwencję, łączącą dramat z muzyką, humorem i odrobiną przesady. Dlatego ciekawiło mnie, w jaki sposób serial ukaże kulisy tej branży i czy uda mu się oddać jej specyficzny urok, energię oraz kontrasty między blaskiem a codziennością twórców.

To, że „Na podbój Bollywood” jest debiutem reżyserskim Aryana Khana stanowiło dla mnie swoistą ciekawostkę. To typowy „nepo baby”, dziecko wielkiej gwiazdy, które od najmłodszych lat dorastało w świecie filmu. Dla niego plan zdjęciowy był niemal placem zabaw, a największe gwiazdy Bollywoodu przyjaciółmi, ciociami i wujkami. Wychowywał się więc w niezwykle specyficznym środowisku, gdzie magia kina była codziennością. Teraz, w swoim pierwszym autorskim projekcie, Khan pokazuje nam ten świat z własnej perspektywy, już nie jako obserwator, lecz twórca. To jego droga i symboliczny pierwszy krok w stronę samodzielnej artystycznej tożsamości, próba wyjścia z cienia ojca, jednej z największych legend w historii indyjskiego kina.

Akcja serialu „Na podbój Bollywood” skupia się na grupie młodych, ambitnych ludzi, którzy próbują odnaleźć swoje miejsce w świecie pełnym blasku, rywalizacji i iluzji sukcesu. Głównym bohaterem jest Aasmaan, chłopak z przeciętnego środowiska, który marzy o karierze filmowej i chce udowodnić, że talent i determinacja mogą pokonać brak wpływów i znajomości. Wraz z grupą przyjaciół: aspirującą aktorką, początkującym reżyserem i choreografką marzącą o własnym show, wyrusza w podróż po Mumbaju, stolicy indyjskiego kina. Ich droga nie jest łatwa. Każdy z bohaterów musi zmierzyć się z brutalną rzeczywistością branży czyli castingami, odrzuceniem, manipulacją i koniecznością kompromisów. Pojawiają się też konflikty osobiste, miłość, zazdrość, zdrada i ambicje, które wystawiają ich przyjaźń na próbę. Z czasem bohaterowie odkrywają, że droga do sukcesu nie zawsze prowadzi przez wielkie sceny i czerwone dywany, a prawdziwe spełnienie może przyjść wtedy, gdy odważą się pozostać sobą.

fot. Netflix

Zanim przejdę do omówienia aktorów, chciałabym zaznaczyć, że kino Bollywood od zawsze wyróżnia się specyficznym stylem gry aktorskiej. Charakteryzuje się on dużą ekspresyjnością, emocjonalnością i teatralnością, które dla widzów przyzwyczajonych do kina europejskiego czy amerykańskiego mogą momentami wydawać się przesadzone, a nawet groteskowe. Jednak w konwencji indyjskiego kina taki sposób grania jest w pełni uzasadniony, to część jego tożsamości i uroku. Bollywood operuje silnymi emocjami, symboliką i dramatyzmem, które doskonale wpisują się w jego kolorową, lekko kiczowatą, ale niezwykle szczera stylistykę. Dlatego oceniając aktorów w tym serialu, warto mieć świadomość tej odmienności i patrzeć na ich kreacje w kontekście tradycji, z której się wywodzą.

Lakshya w głównej roli to dla mnie całkowite odkrycie, wcześniej nie kojarzyłam go z żadnej znaczącej produkcji, więc podeszłam do jego występu bez oczekiwań. Jego twarz jest przyjemna, ekranowo „czysta”, a sposób gry, wyważony i naturalny. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale też nie ma w nim niczego rażącego. To solidna, poprawna kreacja, która dobrze wpisuje się w konwencję Bollywoodu. Lakshya ma w sobie coś z klasycznego bollywoodzkiego amanta, przystojny, pewny siebie, a jednocześnie nieprzesadzony. Momentami przywołuje na myśl Johna Abrahama, może nie tyle fizycznie, co przez podobny „vibe”: luz, charyzmę i subtelną energię, która dobrze współgra z rytmem serialu. To aktor, który nie przytłacza swoją obecnością, ale potrafi utrzymać uwagę widza. W swojej roli wypada jak najbardziej poprawnie, nie zachwyca, ale też nie rozczarowuje.

fot. Netflix

Zdecydowanie ciekawiej wypada obok niego Raghav Juyal, który wnosi do serialu świeżość, energię i lekko buntowniczy charakter. Jego postać jest bardziej wyrazista, a sposób gry, pełen naturalności i pewnego nieprzewidywalnego uroku. Juyal potrafi zrównoważyć humor z emocjonalną głębią, dzięki czemu jego bohater nie jest tylko kolejnym „typem z branży”, ale postacią z krwi i kości, z własnymi słabościami i marzeniami. W każdej scenie widać, że aktor doskonale czuje rytm opowieści, potrafi być zabawny, ironiczny, a kiedy trzeba, autentycznie poruszający. W zestawieniu z bardziej stonowaną grą Lakshyi, Juyal przyciąga uwagę charyzmą i luzem. To on często nadaje dynamikę wspólnym scenom i wnosi w nie iskrę, która sprawia, że fabuła nabiera życia. W mojej ocenie to jedna z najciekawszych kreacji w całym serialu i bez wątpienia aktor, na którego warto zwrócić uwagę w przyszłości.

Bobby Deol to prawdziwa legenda Bollywoodu, a jego obecność w serialu od razu nadaje scenom pewnego klasycznego blasku. Jego gra aktorska jest typowa dla stylu indyjskiego kina, wyrazista, czasem przesadzona, pełna emocji i charakterystycznej ekspresji. Jednak przyjmując konwencję Bollywoodu i oswajając się z jego stylem, oglądanie Deola na ekranie staje się prawdziwą ucztą dla widza. Nie mogę ukryć, że trochę faworyzuję jego występ, uwielbiam tego aktora, więc moje oczekiwania były wysokie i w pełni spełnione. Bobby Deol doskonale odnajduje się w swoim wcieleniu, wnosi do scen autentyczną charyzmę i elegancję, a jednocześnie świetnie współgra z młodszymi aktorami, tworząc dynamiczny kontrast między doświadczeniem a świeżością. To jeden z tych przypadków, gdy obecność gwiazdy staje się dodatkowym atutem serialu.

fot. Netflix

Wizualnie „Na podbój Bollywood” prezentuje się naprawdę imponująco. Widać, że Aryan Khan miał spójną wizję i konsekwentnie ją realizował, każdy element produkcji jest przemyślany. Od barwnej i dynamicznej scenografii, przez dopasowaną muzykę, po pokazanie przepychu i luksusu świata Bollywoodu, wszystko współgra, tworząc spójny i efektowny obraz. Fabularnie nie jest dziełem przełomowym, to dość typowa historia o młodych ludziach, którzy próbują osiągnąć sukces w trudnym i skomplikowanym świecie indyjskiego kina. A jednak, mimo tej pozornej prostoty, serial potrafi wciągnąć i zaskoczyć. Pod tą lekką, momentami zabawną warstwą kryje się bowiem coś głębszego, świadomy, przemyślany sposób, w jaki młody reżyser, Aryan Khan, przedstawia środowisko, w którym dorastał. Khan nie boi się mówić o nepotyzmie i mechanizmach rządzących Bollywoodem, tematach, które bezpośrednio go dotyczą. Robi to jednak z dystansem i autoironią, a jego perspektywa różni się wyraźnie od drogi, jaką przeszedł jego ojciec wiele lat wcześniej. Serial można więc odczytywać jako swoistą satyryczną opowieść o współczesnym Bollywoodzie, pełną kontrastów, pozorów, ale też pasji i marzeń. Choć produkcja ma swoje niedoskonałości, momentami nierówne tempo, pewne uproszczenia fabularne czy nie w pełni satysfakcjonujący finał, ogląda się ją z przyjemnością i zaangażowaniem. To świeże, autentyczne spojrzenie młodego twórcy, który z humorem i odwagą komentuje świat, z którego sam się wywodzi.

Czy przypadkowy widz Netfliksa będzie się dobrze bawił, oglądając „Na podbój Bollywood”? Oczywiście, to produkcja dynamiczna, kolorowa i pełna energii, więc nawet bez głębszej znajomości indyjskiego kina dostarczy solidnej rozrywki. Jednak moim zdaniem, aby w pełni docenić ten serial, warto znać realia Bollywoodu, jego charakterystyczne postacie, styl i historię. Dopiero wtedy można naprawdę wychwycić wszystkie smaczki, aluzje i mrugnięcia okiem, które Aryan Khan sprytnie wplótł w fabułę. Świadomy widz zauważy, jak młody reżyser, jego znajomi, a nawet „ciocie i wujkowie” ze środowiska bawią się konwencją i z przymrużeniem oka odtwarzają stereotypy branży. To właśnie w tej autoironii i dystansie do własnego świata tkwi największy urok serialu a Bollywood, jak wiadomo, najlepiej potrafi bawić wtedy, gdy śmieje się samo z siebie.

Dziękujemy platformie Netflix za dostęp do odcinków. Platforma nie miała wpływu na treść tekstu.