Recenzje serialiWspółpraca

Chucky – Sezon 2 (Opinia bezspoilerowa)

Drugi sezon „Chucky’ego” rozpoczyna się kilka tygodni po wydarzeniach z finału pierwszego. Główni bohaterowie, rozdzieleni i próbujący odnaleźć się w nowej rzeczywistości, szybko przekonują się, że Andy nie zdołał zakończyć żywota demonicznej laleczki. Chucky ma więc jasny cel: zemstę. Losy wszystkich prowadzą w końcu do Katolickiej Szkoły Przebaczenia, która okazuje się mieć ogromne znaczenie dla jego planów.

I tu pojawia się największy problem nowego sezonu. Zmiana miejsca akcji kompletnie zmieniła klimat serialu, niestety nie na lepsze. Zamiast czarnego humoru, brutalności, mocnych treści z „jajem” i dobrze potraktowanych wątków obyczajowych, które w pierwszym sezonie dodawały bohaterom głębi, dostajemy mocno przekombinowaną fabułę z wieloma osobowościami Chucky’ego i coraz większą liczbą dziur logicznych czy upolityczniania. Twórcy niby wykorzystują to do eksplorowania nowych emocji i nieoczywistych rozwiązań, ale efekt jest odwrotny. Zamiast zaskoczenia mamy sztuczne próby grania na widzu, które łatwo przewidzieć.

fot. IMBD

Pierwsza połowa sezonu wypada szczególnie blado. Widać to choćby w wątku Tiffany, której poświęcono zdecydowanie za dużo czasu. Całość utrzymana jest w klimacie mocno przerysowanej komedii, w której aktorka akurat świetnie operuje swoim talentem aktorskim, momentami przypominającej „Straszny film”, a nie horror, i korzysta z ogranych motywów – od Agathy Christie po slapstickowe gagi. W dodatku fabuła jest tu rozciągnięta do granic możliwości, przez co przez dłuższy czas… kompletnie zapominamy o Chucky’m. Wszystko kończy się jeszcze bardziej absurdalnym odcinkiem specjalnym z przełamywaniem czwartej ściany. Jedynym plusem jest gościnny występ Liv Morgan: krótki, intensywny i miły ukłon w stronę fanów horroru.

Najbardziej ucierpieli jednak główni bohaterowie. W pierwszym sezonie autentycznie grali na emocjach, podejmowali rozsądne decyzje, a ich problemy były angażujące. W drugim wątki osobiste zaczynają przesłaniać fabułę. Najlepszym przykładem jest relacja Jake’a i Devona. Zamiast subtelnej opowieści o uczuciach nastolatków jaką dostaliśmy wcześniej, twórcy serwują nam przesadzone kłótnie i pretensje w najmniej odpowiednich momentach, często podczas scen zagrożenia życia. Dodajmy do tego nieprzyzwoite żarty kierowane w ich stronę i wychodzi z tego wątek, który momentami bywa zwyczajnie niesmaczny. Dużo lepiej poprowadzono Lexy. Jej problemy z uzależnieniami rozwinięto z wyczuciem, a aktorka potrafiła oddać emocje swojej postaci bez popadania w przesadę.

fot. IMBD

Sama szkoła jako miejsce akcji jest problematyczna. Z jednej strony odświeżyła fabułę, wprowadzając nowe tematy, chociażby stosunek Kościoła do opętań czy religijne dylematy związane z Chucky’m. Momentami te wątki naprawdę popychały akcję do przodu, a nawet mogły być odczytywane jako świadoma krytyka czy komentarz społeczny. Z drugiej twórcy podawali to wszystko w tonie parodii, przez co nawet poważniejsze sceny traciły emocjonalną siłę. Najlepszym przykładem jest absurdalny pomysł ochrzczenia Chucky’ego, wyglądało to jak fanowski żart, a nie część oficjalnego scenariusza.

Dziękujemy Netflix za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.