Recenzje serialiWspółpraca

Peacemaker – Sezon 1 (Opinia bezspoilerowa)

Peacemaker” to serialowy spin-off filmu „The Suicide Squad” Jamesa Gunna, w którym poznajemy dalsze losy tytułowego bohatera granego przez Johna Cenę. Peacemaker wraca do zdrowia po wydarzeniach z filmu, ale Amanda Waller ma wobec niego inne plany. Chce wykorzystać go do powstrzymania inwazji obcej cywilizacji na Ziemię. Brzmi jak sztampowa opowieść superbohaterska? Nic bardziej mylnego!

Twórcy doskonale wiedzą, że główny bohater nie jest klasycznym herosem, lecz złoczyńcą z własnym, wypaczonym kodeksem moralnym. Serial wykorzystuje tę naturę podobnie jak „The Boys”. Pełno tu ciętych ripost, wulgaryzmów, przerysowanej brutalności, nagiego ciała i czarnego humoru – czyli wszystko, czego oczekiwałem po tej produkcji. To nie jest serial dla młodszego widza, ale warto podkreślić, że te elementy nie są nadużywane dla samej obecności. Mają swoje uzasadnienie: czarny humor nadaje lekkości rozmowom bohaterów, brutalność podbija wagę scen akcji i pasuje do ich charakteru, a luźniejsze akcenty równoważą dramaturgię. Wszystko ma tu siłę i konsekwencję, bohaterowie nie są ograniczani, a twórcy kreatywnie wykorzystują scenografię i otoczenie, by akcja była różnorodna i atrakcyjna wizualnie.

fot. IMBD

Sama fabuła nie zaskakuje. Jest przewidywalna, a wiele punktów historii spełnia się dokładnie tak, jak można się tego spodziewać. Ale nie to jest najważniejsze! Widzimy bowiem drogę, jaką przechodzą Peacemaker i jego drużyna. Z odcinka na odcinek zbliżają się do siebie, przełamują bariery i niechęci. Sceny wspólnego piwa czy wyładowywania emocji pokazują, jak z czasem Harcourt czy Economos ocieplają swój wizerunek, a Peacemaker sam przesuwa się z pozycji złoczyńcy w stronę antybohatera. Fundament tej przemiany pojawił się już w „The Suicide Squad”, ale tutaj James Gunn nadał jej głębi i odpowiedniego dramaturgicznego tonu. Serial oferuje „coś więcej” czego oczekuję po tego typu produkcjach. W trakcie oglądania śmiałem się, wkurzałem i płakałem razem z bohaterami, czyli udało im się mnie porwać w 100%.

To właśnie wątki skupione na bohaterach są sercem serialu. Relacja Peacemakera z ojcem to wątek toksyczny i bolesny, który pozwala lepiej zrozumieć jego osobowość oraz tragizm przeszłości. Wprowadza do opowieści poważniejszy, dramatyczny ton, który równoważy humor i brutalność. Podobnie działa wątek Adebayo. Jej relacja z matką, początkowo subtelnie zarysowana, okazuje się fundamentem pod kluczowe wydarzenia finału. Nie każda postać dostała równie mocno rozwiniętą historię, ale tam, gdzie twórcy zdecydowali się na pogłębienie, efekty były wyraźne i zapadające w pamięć.

fot. IMBD

Obsada to strzał w dziesiątkę! John Cena doskonale odnajduje się w roli balansującej między głupkowatym luzakiem a bohaterem targanym bolesnymi wspomnieniami. Freddie Stroma, jako Vigilante, wnosi czarny humor i sztywną, nieco absurdalną charyzmę, która działa idealnie obok Peacemakera. Jennifer Holland jako Harcourt gra twardą, chłodną „babę z jajami”, ale potrafi pokazać także kruchość i wrażliwość w odpowiednich momentach. Świetnie kontrastuje z Adebayo (Danielle Brooks), której optymizm i pogoda ducha mocniej wybrzmiewają na tle surowszych członków zespołu. Każdy z aktorów dodaje coś od siebie, dzięki czemu postacie nabierają życia. Mógłbym dalej rzucać przykładami, ale lepiej odkryć to samemu, żeby mocniej docenić.

Choć serial powstał ze stosunkowo skromnym budżetem, nie czuć ograniczeń. Sceny akcji są dynamiczne i widowiskowe. Nawet zwykła wymiana ognia potrafi przypominać najlepsze filmy akcji z lat 90. i 2000. Ścieżka dźwiękowa pełna rockowych kawałków nie tylko świetnie dopełnia wydarzenia, ale też pasuje do charakteru bohaterów, dodając im dodatkowej charyzmy. A wisienką na torcie pozostaje energiczna, absurdalnie zabawna czołówka, której naprawdę nie wypada przewijać – to jedna z tych sekwencji otwierających, które same w sobie stają się wizytówką serialu i po włączeniu odcinka chce się usłyszeć tę nutę!

Dziękujemy HBO MAX za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.