Marvel United: X-Men (Opinia)
Planszówki to nie do końca moja codzienność, ale jak już wpadnie okazja na wspólny wieczór przy stole, to z przyjemnością siadam do gry. Lubię ten klimat rywalizacji i śmiechu w gronie znajomych. Czasem przeszukuję internet w poszukiwaniu ciekawszych, tematycznych tytułów, więc kiedy usłyszałem, że wychodzi planszówka z X-Menami, od razu mnie to zainteresowało. A że Portal Games postanowiło mi podrzucić egzemplarz „Marvel united: X-Men” do ogrania – cóż, grzechem byłoby odmówić, nawet jeśli na co dzień kibicuję raczej drużynie DC.

Do rąk trafiły mi aż trzy pudła – jedno z grą podstawową, dwa pozostałe to rozszerzenia z nowymi postaciami (także czarnymi charakterami) oraz dodatkowym trybem, który czeka jeszcze na swoją kolej. Pudełka zrobiły niezłe pierwsze wrażenie – solidne, z komiksową oprawą graficzną. Trochę obawiałem się, że styl będzie zbyt dziecięcy, ale finalnie całkiem nieźle oddaje ducha klasycznych ilustracji z kart komiksów. Po otwarciu miłe zaskoczenie – dobrze przemyślane inserty, wszystko ma swoje miejsce, a plastikowa osłona od góry skutecznie chroni zawartość przed chaosem w środku. Taki detal, a jak cieszy oko fana porządku.

Po kolei wyciągaliśmy wszystkie komponenty – trochę tego było, więc rozpakowywanie zajęło chwilę. Wszystko wykonane z porządnych materiałów, grubszy karton, zero wrażenia „taniości”. Moją uwagę przykuły przede wszystkim figurki – naprawdę świetnie wykonane, pełne detali i z wyraźnym podziałem kolorystycznym na bohaterów i złoczyńców. Szkoda tylko, że nie są w pełni pomalowane – wtedy byłby absolutny sztos.

Czas na zasady. Spodziewałem się czegoś bardziej skomplikowanego, a tu pozytywne zaskoczenie – instrukcja jest zwięzła, a najważniejsze informacje spokojnie mieszczą się na pięciu stronach. Rozgrywka dzieli się na tury: łotr rusza pierwszy, potem my trzy razy (na dwie osoby – na zmianę), znów łotr i tak w kółko. Poruszamy się po sześciu lokacjach i realizujemy akcje z kart – czy to tłuczemy zbirów, zdejmujemy zagrożenia, czy ratujemy cywili. Wszystko działa w prostym rytmie, ale w praktyce daje sporo frajdy – głównie dzięki wspólnej strategii i dopasowywaniu ruchów z innymi graczami. Każdy łotr ma swoje moce i zachowuje się inaczej, więc nie ma mowy o nudzie. Zwłaszcza taki Szablozębny – upatrzy sobie jednego gracza i śledzi go po całej planszy. Zdecydowanie nie polecam być tym „ulubieńcem”.

Szkoda tylko, że bohaterowie mają trochę mniej „pazura” niż ich przeciwnicy. Owszem, każdy ma własną talię kart, ale większość z nich to wspólne, podstawowe akcje. Czasem trafi się coś bardziej unikalnego, ale ogranicza się to głównie do innego opisu tej samej czynności. W efekcie postacie różnią się głównie wyglądem. Trochę szkoda. Podobnie z przeciwnikami – nawet z dodatkami mamy ich tylko sześciu. W porównaniu z liczbą bohaterów, ten zestaw wygląda dość skromnie.
Dziękujemy Portal Games za grę planszową. Wydawca nie miał wpływu na opinię i tekst.


