Kaczogród. Salon piękności (Opinia)
„Kaczogród. Salon piękności” to kolejny tom w serii zbierającej legendarne historie Carla Barksa, tym razem z lat 1966–1967. Zbiór prezentuje kilka dłuższych oraz kilka jedno- lub kilkustronicowych historii, w których Donald, Sknerus, Daisy i reszta kaczej rodziny przeżywają przygody o zróżnicowanym tonie: od prób zakładania własnego salonu urody po wyprawy Sknerusa po całym świecie w poszukiwaniu zysków… lub w desperackiej obronie swojego majątku.
Jedną z rzeczy, które od razu rzucają się w oczy, jest różnorodność tematyczna. Z jednej strony dostajemy opowieści, które pokazują Donalda z nieco dojrzalszej strony jako kogoś, kto nie tylko ciągle wpada w kłopoty, ale też szuka nowych sposobów na życie i radzi sobie świetnie. Co ważne, jego porażki nie wynikają wyłącznie z jego wad charakteru, ale również z nieprzewidywalnych splotów okoliczności co najlepiej pokazuje otwierająca historia. Dzięki temu postać zyskuje głębię i utrzymuje swój charakterystyczny błysk. Choć poszczególne historie nie tworzą jednej ciągłej narracji, to widać pomiędzy nimi delikatne powiązania co doceniam ze względu na konstrukcję świata np. nowa fryzura Daisy, która pojawia się już w otwierającej opowieści i zostaje z nią na dłużej. To znak, że Barks przykładał wagę do detali, które wzmacniają spójność świata przedstawionego.

Są tu też historie bardziej przygodowe, pełne zwrotów akcji i egzotycznych scenerii. To właśnie w nich Sknerus lśni najbardziej – jego pomysłowość, nieustępliwość i… zupełna nieumiejętność odpuszczania są napędzane kreatywnymi zagrożeniami. Barks bawi się formułą, dodaje nowe pomysły, które mimo że oparte na znanych schematach to zaskakują świeżością. Wystarczy wspomnieć historię z wyścigami konnymi, w której nowoczesna technologia przeplata się z klasyczną satyrą społeczną, czyniąc z niej zaskakująco aktualną opowieść. Równie udane są wątki, w których Bracia Be nie są jedynie komicznymi złoczyńcami, ale stają się realnym zagrożeniem. Ich przebiegłość, zdolność do planowania i manipulowania otoczeniem, jak choćby pomysł ze zwierzątkami wykorzystywanymi do kradzieży fortuny Sknerusa, budują autentyczne napięcie. To bardzo dobrze napisane sekwencje, które pokazują, że nawet w lekkiej formule można stworzyć coś naprawdę intrygującego i nowego po tylu latach.
Warstwa graficzna to klasyczny Barks, czyli prostota połączona z konsekwencją. Kadry są pełne życia, czytelne i zróżnicowane, a zastosowana kolorystyka, choć oszczędna, pozostaje wierna duchowi kaczych opowieści. Styl, mimo swojej lekkości, nie traci na jakości. Wręcz przeciwnie: jego czystość i staranność wzmacniają czytelność oraz dynamikę całej historii.

Jak zwykle, Egmont przygotował album z dbałością o każdy detal. Twarda oprawa z charakterystyczną szatą graficzną, spójna z pozostałymi tomami, doskonale prezentuje się na półce. Kredowy papier idealnie wydobywa jakość rysunków, a powiększony format pozwala lepiej docenić kreskę Barksa. Na uwagę zasługuje również zwięzła, dobrze napisana przedmowa, która wprowadza w kontekst publikowanych opowieści, a także zachęca do spojrzenia na nie z nieco innej perspektywy. Dzięki temu lektura staje się pełniejsza, a drobne smaczki łatwiej dostrzegalne. Świetnym dodatkiem jest także końcowe zestawienie „Kto jest kim w Kaczogrodzie”, w którym przybliżone zostały mniej znane postacie pojawiające się w tym tomie. To przyjemne uzupełnienie – z jednej strony porządkuje wiedzę, z drugiej potrafi rozbawić, zwłaszcza gdy spojrzy się na dobór postaci i ich opisy.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływu na opinię i tekst.


