Manga „Claymore”. Tomy 1-3 (Opinia bezspoilerowa)
Lubicie dark fantasy? Jeśli brakuje Wam wciągających historii, pełnych imponujących scen walk i intrygujących kobiecych postaci koniecznie sprawdźcie mangę „Claymore” od wydawnictwa J.P. Fantastica!
O czym jest manga „Claymore”?
Autorem mangi z gatunku dark fantasy jest Norihiro Yagi. W przypominającym średniowiecze świecie, na życie ludzi czyhają bestie zwane Yoma. Jedyną nadzieją są pozbawione emocji, niezrównane wojowniczki – Claymore’y. Srebrnookie zabójczynie, w połowie potwory, dzięki swojej niezwykłej sile potrafią skutecznie rozprawić się z zagrożeniem. Jest jednak pewien haczyk: im częściej korzystają z nadludzkich umiejętności, tym trudniej jest im nie utracić człowieczeństwa. Z każdą kolejną walką mordercze instynkty stają się prawie niemożliwe do opanowania.
Co mi się podobało w mandze „Claymore”?
Historia rozpoczyna się brutalnie na dzień dobry. Mieszkańcy znajdują kolejną ofiarę co już na starcie sugeruje nam czego możemy się spodziewać. To świat, w którym ludzie nie są bezpieczni, tylko zdani na łaskę bestii lub wojowniczek, których obawiają się prawie równie mocno. Jest naprawdę mrocznie, klimatycznie i w sumie obrzydliwie od pierwszych stron. Styl jest surowy i piękny jednocześnie a sceny walk dynamiczne. Robią wrażenie. Szczególnie precyzja z jaką bohaterka likwiduje potwory. Nie dziwi mnie określenie przez wydawcę tej historii jako następca Berserka, bo pod względem brutalności miałam podobne odczucia.

Na plus uważam też motyw drogi. Od chwili gdy osierocony Raki towarzyszy Clare w jej podróży, przenosimy się z miejsca na miejsce, od zlecenia do zlecenia. Czułam jakbym sama gdzieś trochę trzymając się z tyłu, podążała za bohaterami. Nie było to w moim odczuciu nudne. Każda z potyczek ukazywała nam możliwości i ograniczenia wojowniczki. Jej człowieczeństwo i bestię czającą się pod skórą. Jak bezlitosną i jednocześnie emocjonalną postacią potrafi być. Ten sam motyw przewija się również w rozdziałach dotyczących przeszłości Clare. Przeskakiwanie od teraźniejszości do wspomnień umożliwia czytelnikom odkrycie kim jest i przez co dokładnie przeszła.
W tej historii przeważają silne kobiece postacie. Choć wyglądem do siebie zbliżone, różnią się charakterem, stylem walki. Mają też inne wewnętrzne motywacje i odmienne podejście do swojej misji. To co je łączy to lojalność, trudna przeszłość i unikanie angażowania się w życie ludzi. Właśnie dlatego tak wyczekiwałam zmian w zachowaniu Clare. Zdecydowanie poruszyła mnie też siła więzi między bohaterami i ładunek emocjonalny tej historii. Od siostrzeństwa między wojowniczkami, przez osamotnienie jako sposób na uniknięcie cierpienia związanego ze stratą, po osobiste przeżycia, które stopniowo odkrywamy. Od początku Clare przypomina, że nie jest sentymentalna. Przekonujemy się jednak, że emocje, które rzekomo nie są odczuwane, nauczyła się wyciszać. Ukryte za maską chłodu i dystansu, gdy już dojdą do głosu potrafią spopielić wszystko dookoła. Dlatego jeśli szukacie historii, która Was poruszy, wciągnie i podniesie ciśnienie z powodu różnych twistów fabularnych, idealnie trafiliście.


Nie sposób nie wspomnieć o pięknym wydaniu. „Claymore” od wydawnictwa J.P. Fantastica to 600 stronicowe cegiełki. Wydanie 3w1 świetnie się prezentuje. Czarna obwoluta, srebrne minimalistyczne zdobienia pasują mi do dark fantasy. Klimatyczne ilustracje naprawdę robią wrażenie. Myślę, że idealnie odzwierciedlają klimat serii. Do wyboru macie miękką oprawę z obwolutą lub twardą w preorderze. W środku znajdziecie też kilka kolorowych stron.
Czy coś mi się nie podobało w mandze „Claymore”?
Po tym co napisałam do tej pory, łatwo się domyślić, że jestem zachwycona i większych zarzutów do historii nie mam. Nie umknęło mi jednak, że tempo na wstępie jest dość wolne, bo przenosimy się z punktu a do b. Ja dość łatwo przywiązuję się do bohaterów i nie przeszkadza mi pewna powtarzalność. Zdaję sobie sprawę, że dla innych może to być nużące. Dlatego jeśli motyw drogi i stopniowego odkrywania historii nie są waszymi ulubionymi – miejcie to na uwadze. Sądzę mimo wszystko, że w starciach z potworami bohaterka rekompensuje długie wędrówki sprytem i strategią. Choć uwielbiam silne bohaterki tej opowieści, szkoda że mężczyźni są mało rozbudowani i nie poświęca się im więcej uwagi. Z pewnością wynika to z faktu, że w centrum są wojowniczki. Jednak jedynym bohaterem męskim, którego da się lubić jest dla mnie Raki. Co mówi samo za siebie.
Czy polecam mangę „Claymore”?
Zdecydowanie tak. Historia jest moim zdaniem wciągająca, z pewnością zachwyci fanów mrocznych klimatów. Porównując z anime „Claymore” z 2007 roku, które znajdziecie na Netflix, serial pomija pewne wątki i skraca fabułę. Poza tym ma oryginalne zakończenie nie bazujące na mandze. Przez ograniczony czas, bo i konkretną liczbę odcinków nie ma możliwości lepiej poznać bohaterów. Akcja a nie rys psychologiczny postaci jest zdecydowanie na pierwszym planie, przez co umyka głębia historii. Manga zdecydowanie wypada lepiej. Styl też lepiej oddaje klimat i emocje. Uważam, że warto zapoznać się z mangą. A jeśli jesteście też fanami seriali – nadrobić anime. Być może zapowiedziany serial live action lepiej odda ducha mangi, czas pokaże!
Dziękujemy wydawnictwu J.P. Fantastica za przekazanie egzemplarzy recenzenckich. Wydawca nie miał wpływu na opinię i tekst.


