Recenzje seriali

Pokémon: Horyzonty – Sezon 2 (Opinia bezspoilerowa)

Drugi sezon „Pokémon: Horyzonty” skupił się na tajemnicy związanej z Terapagosem oraz niezwykłą krainą, ściśle powiązaną z sekretem wisiorka Liko. Fabuła nabrała jeszcze bardziej przygodowego charakteru, a wszystko to osadzone zostało w ciekawym tle Akademii Pokémon, do której uczęszczają nasi bohaterowie, zdobywając nowe umiejętności i doświadczenia. Tymczasem po ich śladach podąża tajemnicza organizacja, której celem jest zdobycie artefaktu — klucza do większej zagadki.

Sezon dostarczył mi masę pozytywnych emocji. Choć niektóre elementy były naciągane (co można zrzucić na wiek bohaterów i docelową grupę widzów), to fabularnie „Horyzonty” wprowadziły świeżość, na którą fani czekali od lat. Największą zmianą było odejście od typowej formuły „pojedynek trenerów – odznaka – liga” na rzecz jednej, spójnej historii przygodowej, która rozwija się z odcinka na odcinek. Główna oś fabularna skupia się na jednej tajemnicy, a jej zgłębianie prowadzi do odkrycia zupełnie nowych regionów i mitologii świata Pokémon co jeszcze bardziej rozbudowywało historię w dość zaskakujących, ambitnych kierunkach. Co ważne — ten kierunek idealnie wpisuje się w klimat ostatnich gier z serii. Największym atutem tej serii jest właśnie jej przygodowy ton. Historia jest przemyślana, konsekwentnie rozwijana i umiejętnie budowana przez cały sezon. Twórcy nie spieszą się, dają czas, by każdy element układanki miał swoje miejsce. Eksperymentują z nowymi regionami, typami Pokémonów i tajemniczymi substancjami oddziałującymi na świat przedstawiony. Jednocześnie nie zapominają o bohaterach — relacje między nimi dojrzewają, pojawiają się nawet wątki obyczajowe, postacie biorą czynny udział w historii i wyraźnie zaznaczają swoją obecność – nawet postacie drugo-trzecioplanowe. Historia Luciusa to przykład fabularnej perełki – poruszająca, słodko-gorzka i bardzo emocjonalna, szczególnie dla tych, którzy mają okazję ją odkryć, a ostatnie odcinki imponują rozmachem, złożonością i różnymi perspektywami na daną sprawę – twórcy śmiele poruszają mocniejsze wątki, co dodaje historii powagi sytuacji i dojrzalszego charakteru, ale nadal kierują ją do młodszych np. motywacje głównego złego i jego relacja z Luciusem porusza moralny aspekt pewnego odkrycia przez co historia nie jest zero jedynkowa.

fot. Netflix

Oczywiście, jak w każdym anime, zdarzają się odcinki spowalniające tempo. Ale nawet one mają sens – rozwijają świat, pogłębiają drugoplanowe postacie i pozwalają odetchnąć od głównego wątku. Przykład? Odcinek o przeszłości babci Liko czy heroicznej (i przezabawnej!) karierze Ludlowa, który zawsze wywołuje u mnie śmiech przez swoją absurdalność i kontrast z jego spokojnym obliczem. Nie wszystko mnie jednak kupiło — nie brakowało nudnych, nic nie wnoszących do świata wątków jak historia Oinkologne’a, ale zaraz potem pojawił się Annihilape, który zaserwował grozę jak na porządną przygodówkę przystało i ukazał szerzej złożony aspekt ewolucji Pokemonów.

Cieszy mnie również rozwój bohaterów i to, jak przekłada się on na walki Pokémonów. Twórcy nie idą na łatwiznę — stawiają przed postaciami realne wyzwania, które wymagają myślenia, współpracy i strategicznego podejścia. Najlepiej widać to w odcinkach osadzonych w szkole, szczególnie podczas nauki terastalizacji. Te momenty to fundament pod przyszłe potyczki – zwłaszcza podczas misji związanych z legendarnymi Pokémonami. Walki są o wiele ciekawsze niż w klasycznej serii – bardziej przemyślane, dynamiczne i emocjonalnie wiarygodne. Trenerzy uczą się wykorzystywać otoczenie, zmieniają strategię w locie, a ich Pokémony reagują bardziej naturalnie. Nie jestem tylko do końca przekonany do faworyzowania młodszego pokolenia, które potrafi przyćmić doświadczonych, dorosłych trenerów. Mimo to muszę pochwalić scenarzystów – nie idą w „naciągane zwycięstwa”, tylko szukają sensownych rozwiązań. Zdarza się, że bohaterowie nie wygrywają walk, ale i tak osiągają swój cel. Szczególnie dobrze widać to w starciach z legendami – nie będę spoilerować, ale warto samemu to zobaczyć jak kreatywnie twórcy podeszli do tematu.

fot. Netflix

Jeśli, tak jak ja, mieliście dość ciągłych porażek Zespołu R w poprzednich seriach, to mam dobrą wiadomość – „Pokémon: Horyzonty” oferują o wiele lepiej wykreowanych przeciwników. Pionierzy to grupa zróżnicowana pod względem charakterów i potencjału bojowego. Wprowadzili realne zagrożenie do świata Pokémon – i to nie raz. Chociaż nie doprowadzają do spektakularnych porażek naszych bohaterów, to ich działania są nieprzewidywalne, zmuszają do spojrzenia na całą historię z innej perspektywy, a każde pojawienie się ma swój klimat i podkręca napięcie sytuacji. W finale sezonu zostali świetnie wykorzystani, by doprowadzić do słodko-gorzkiego rozwiązania. To pierwszy taki przypadek w anime Pokémon – i kolejny przykład na to, że seria zrywa z utartymi schematami. Nie będę ukrywać – w ostatnich minutach finału miałem ciarki. Emocjonalna siła tej sceny naprawdę mnie zaskoczyła.

Na koniec wisienka na torcie. Kolejny sezon serii ma wprowadzić dwuletni przeskok czasowy, a już w finale drugiego sezonu „Horyzonty” dano tego przedsmak. Proste rozwiązanie, a jakże skuteczne do zarysowania konsekwencje ostatni wydarzeń, co obiecująco nastraja przed kontynuacją. Cieszę się, że Pokémon przestaje kręcić się w kółko i po tylu latach twórcy wyciągnęli wnioski, decydując się na odważniejsze kroki i nowe kierunki. Zaowocowało to w „Horyzontach” i seria po tylu latach ma tendencję, aby wybić się na tle konkurencji świeżym podejściem do kluczowych elementów!