Tysiąc ciosów (Opinia bezspoilerowa)
„Tysiąc ciosów” to najnowszy serial od twórcy „Peaky Blinders”, który opowiada historię dwóch przyjaciół z Jamajki Hezekiaha i Joyce’a. Przybywają oni do Londynu lat 80. XIX wieku w poszukiwaniu lepszego życia, jednak szybko przekonują się, że społeczeństwo nie przyjmuje ich z otwartymi ramionami. Wyjątkiem jest Mary Carr, grana przez Erin Doherty, która dostrzega w nich potencjał i wciąga ich w brutalny półświatek East Endu. Serial łączy w sobie klimat „Peaky Blinders” i „Warrior”, co sprawia, że nie mogło mi się to nie spodobać.

Od pierwszych minut produkcja kupiła mnie klimatem doskonale odwzorowanego Londynu tamtej epoki. To miasto pełne przepychu i brudu, kontrastów widocznych na każdym kroku podział na biedniejsze i bogatsze rejony jest wyraźny, a napięcia społeczne tylko dodają światu autentyczności. Twórcy zadbali o detale, które wzmacniają klimat, od zanieczyszczeń biedniejszych dzielnic po bogate aranżacje miejsc wyższych sfer. Wizualnie serial prezentuje się świetnie: wysoka jakość obrazu, zastosowanie filtrów kolorystycznych i gra światła sprawiają, że nawet najbardziej obskurne meliny mają swój specyficzny urok. Na duże brawa zasługuje również scenografia, która nie ogranicza się do powierzchownego odwzorowania epoki czuć tu ogromne nakłady na kostiumy i dekoracje. Wystawne przyjęcia olśniewają pięknymi kreacjami, a szczególnie w pamięć zapada barwna garderoba Mary Carr. Jej strój pasuje na każdą okazję i podkreśla jej charakter.
Na początku historia nie wzbudziła we mnie większego zainteresowania momentami przypominała „Peaky Blinders”. Na szczęście szybko pojawiły się elementy wyróżniające „Tysiąc ciosów”, a najciekawszym z nich była wschodząca wówczas scena bokserska. Twórcy świetnie oddali realia tamtych czasów: od brutalnych walk na gołe pięści po próby ucywilizowania sportu i przejścia do oficjalnego boksu z rękawicami. Serial dogłębnie analizuje, czym różniły się oba światy, jakie społeczne napięcia im towarzyszyły i jak wyglądały próby ich uregulowania. To wszystko przedstawiono w wiarygodny sposób, a same walki są realistyczne, brutalne i pełne detali, nie brakuje krwi, siniaków czy nieczystych ciosów, które podbijają immersję.

Sama realizacja scen walki to czysta poezja. Operatorska robota jest na najwyższym poziomie. Ujęcia z różnych kątów pozwalają zobaczyć starcia z każdej perspektywy, a aktorzy dali z siebie wszystko, by ich ruchy wyglądały autentycznie. Jedyny zarzut? Niepotrzebne zbliżenia na twarze i momenty przeskakiwania do innych wątków w trakcie walk czasami wybijały mnie z rytmu pojedynku. Profesjonalizm walk sięgał tego stopnia, że ekscytowałem się nimi jak podczas oglądania gal bokserskich czy MMA w telewizji.
Jednym z największych atutów serialu jest sposób przedstawienia gangsterskiego życia oraz różnic społecznych. Każda warstwa społeczna ma swoją historię, która stopniowo się rozwija i prowadzi do licznych zwrotów akcji. Postacie mają własne motywacje, które często kolidują ze sobą, co nadaje fabule spójności i wiarygodności. Świetnym przykładem są ambicje Mary, które ścierają się z celami Sugara i Hezekiaha. Twórcy poświęcili każdemu z tych światów odpowiednią ilość czasu, dbając o ich wzajemne powiązania np. wpływ rasizmu na werdykty walk bokserskich. Historie rozkręcają się odpowiednim tempem, każda scena ma własne znaczenie, a w każdym odcinku działo się coś, abym nie mógł zasnąć z nudów.

Jedyne, do czego nie mogłem się w pełni przekonać, to grupa złodziejska Mary. Jej rola w fabule nie była dla mnie do końca sprecyzowana, a niektóre sytuacje kłóciły się z logiką np. brak zabezpieczeń w bogatych placówkach czy naiwność ich właścicieli wobec oczywistych oszustw. Panie dostarczyło kilku atrakcyjnie przekombinowanych scen złodziejskich, ale ich rola w społeczeństwie potrzebowała zarysowania szerszego kontekstu.
Obsada to strzał w dziesiątkę. Każdy aktor idealnie pasuje do swojej roli i dodaje jej unikalnych cech, sprawiając, że nawet najmniejsze sceny zapadają w pamięć. Sylwetki były na tyle wyraziste, że do każdej postaci i aktora mogę się ustosunkować, przeciwnie do ścieżki dźwiękowej, która tonęła w serialu i niczym się nie wyróżniała nie licząc klimatycznej czołówki. Na szczególną uwagę zasługuje Stephen Graham jako Sugar już od pierwszych minut tworzy postać doświadczonego, zmęczonego życiem łajdaka, a z każdym kolejnym odcinkiem jego gra nabiera coraz większej głębi aż dochodzimy do mocnych momentów mających echo w serialu. Erin Doherty świetnie radzi sobie z rolą Mary potrafi być zarówno wrażliwa i szukająca bliskości, jak i bezwzględna, gdy sytuacja tego wymaga. Malachi Kirby jako Hezekiah błyszczy zarówno w scenach przemówień, gdzie dodaje im ekspresji dzięki charakterystycznej tonacji głosu, jak i w walkach bokserskich, gdzie prezentuje się równie profesjonalnie co jego przeciwnicy. Nie ma tu złych ról ani zbędnych postaci, każdy wnosi coś do fabuły, a świetna reżyseria pozwala aktorom w pełni rozwinąć skrzydła.


