Gościnne publikacjeRecenzje seriali

To zawsze Agatha – odcinek 6, sezon 1 (Opinia bezspoilerowa)

Opinia pierwotnie została opublikowana na fanpage Avalon – Marvel Comics

Wczorajszy odcinek „Agatha All Along” bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

Przede wszystkim dlatego, że jest chyba najlepszym „strukturalnie” ze wszystkich dotychczasowych epizodów – opowieść pozostaje od początku do końca skupiona na perspektywie Billy’ego, co do zasady niespiesznie i spójnie kreśląc – istotny dla całości historii – kontekst jego wątku.

Podobało mi się takie chwilowe odejście od typowej konwencji „Agathy” na rzecz stylu przypominającego ostatnie dwa – trzy „teraźniejsze” odcinki „WandaVision”.

Jestem też pod wrażeniem w jaki sposób przedstawiono genezę Kaplana. Nie myślałem, że twórcy zdecydują się aż tak mocno inspirować komiksowym pierwowzorem pochodzenia Billy’ego, przy jednoczesnym uproszczeniu pewnych kwestii i dostosowaniu ich do wydarzeń z serialu o Wandzie / MCU jako takiego.

W tym aspekcie szczególnie spodobały mi się dwie kwestie – wszelkie wyjaśnienia konsekwencji działań Scarlet Witch dla mieszkańców Westview oraz sposób, w jaki Billy odkrywa swoje moce (jestem tylko ciekaw, jak ograją to czytanie w myślach i czy Kaplan będzie mógł z niego korzystać swobodnie, bo ta zdolność jest dosyć problematyczna dla scenarzystów).

Aktorsko Joe Locke daje radę, chociaż widać, że z trudem utrzymuje powagę w trakcie nadekspresyjnego przesłuchiwania przez Hahn.

Końcówka odcinka również przypadła mi do gustu – konfrontacja Kaplana z Harkness wypada bardzo intrygująco, intensywnie i nieszablonowo. To chyba najbardziej „gęsta” scena rozmowy jak do tej pory w serialu. Cieszy szczególne, że Agatha konsekwentnie prezentowana jest jako postać zdecydowanie niepozytywna, mająca własne plany, które zamierza zrealizować bez względu na wszystko.

No i dzięki takiemu zakończeniu nie czuć, że odcinek traci z oczu główną bohaterkę – owszem, jest na drugim planie, ale wszystko wraca na swoje miejsce po wyjaśnieniu tego, co trzeba (i dlatego uważam, że to nie jest powtórka z „Księgi Boby Fetta” i odcinka z Mando) .

Małym minusem jest dla mnie chaotyczna scena „przerwania” uroczystości w związku z wydarzeniami z Westview – fajnie budowany nastrój niepewności nagle zostaje pospiesznie ucięty, żeby popchnąć akcję do przodu.

Poza tym jednak… To kolejny, naprawdę, naprawdę przyzwoity odcinek naprawdę przyjemnego serialu . Czekam na kolejne!