Recenzje seriali

The Walking Dead. Dead City – Sezon 1 (Opinia bezspoilerowa)

„The Walking Dead: Dead City” to jeden z trzech spin-offów kultowej serii „The Walking Dead” dziejący się po finałowych wydarzeniach. Tym razem twórcy skupiają się na dalszych losach Maggie i Negana, którzy, mimo ogromnej wzajemnej niechęci, zmuszeni są zawrzeć sojusz. Ich wspólnym celem jest uratowanie syna Maggie, porwanego przez człowieka, który niegdyś współpracował z Neganem.

Już od pierwszych minut serial zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, ponieważ zachowano charakterystyczny dla głównej serii klimat, który uwielbiam – zniszczony świat, duszną atmosferę i brutalną codzienność. Twórcy z wielką dbałością przedstawili dewastację otoczenia (wszechobecny brud, rozsypujące się konstrukcje) i poczucie ciągłego zagrożenia są tu namacalne z pewnymi modyfikacjami nawet po stronie martwych (cudownie przekombinowane pomysły dodające produkcji pazura). Zmiana lokalizacji na wielkomiejskie ruiny wypada bardzo na plus, ponieważ Nowy Jork jako tło daje możliwość wprowadzenia ciekawych rozwiązań wizualnych i fabularnych, jak chociażby kolejki linowe, wykorzystywane do przemieszczania się między wieżowcami.

Nowe miejsce oznacza również nowe grupy ludzi. I choć schematy są dobrze znane (różne frakcje z odmiennymi racjami moralnymi i historią pełną ran) to nie brakuje tu postaci zapadających w pamięć. Niektóre pojawiają się tylko na moment, a zostają w głowie na długo, jak starsza kobieta od gołębi, której charyzma i ciepło potrafią całkowicie odmienić ton sceny. Konflikt między grupami nie należy do najbardziej emocjonujących, bo opiera się na przewidywalnych motywacjach znanych z głównej serii, ale aktorzy dają z siebie wszystko, by tchnąć życie w swoje postaci. Bohaterowie są zdeterminowani i gotowi na wszystko, a relacje między nimi bywają nieoczywiste – pojawia się stronniczość, moralne dylematy i decyzje, które potrafią wywołać irytację, bo nie zawsze są sprawiedliwe wobec innych, ale potrafią fabularnie zaskoczyć co najlepiej poczułem w finałowym odcinku (oj, działo się!).

fot. IMBD

Mieszane uczucia budzi u mnie główny antagonista, grany przez Željko Ivaneka. Aktor robi, co może, by jego postać miała w sobie szaleństwo i charyzmę na miarę Negana, ale cały czas miałem wrażenie, że jest to tylko jego blada kopia. Bohaterom serialu zdarza się drżeć na jego widok, ale brakuje konkretnych scen, które naprawdę zbudowałyby jego pozycję i pokazały, dlaczego miałby budzić taki strach.

Najmocniejszym punktem produkcji są jednak Maggie i Negan. Ich relacja to fundament całej opowieści. Lauren Cohan i Jeffrey Dean Morgan są w tych rolach niezastąpieni, ale dopiero teraz, gdy spędzają więcej czasu razem na ekranie, widać pełen wachlarz emocji, jakie między nimi iskrzą. Napięcie, wzajemna nieufność, a zarazem nieuchronność współpracy – wszystko to budowane jest drobnymi gestami, spojrzeniami, nieoczywistymi rozmowami, wręcz jest gęsto od emocji. Fascynujące jest też to, jak postacie, które dobrze znamy, potrafią jeszcze się zmienić i działać solo. Szczególnie Negan, którego rozwój w tym sezonie pokazano przez postać Ginny – dziewczynki, z którą nawiązuje specyficzną więź. To relacja, która nabiera znaczenia z każdym odcinkiem i pozwala spojrzeć na Negana z nowej, bardziej ludzkiej strony. Jest też nośnikiem emocji w ważnym zwrocie fabularnym, który znacząco wpływa na jego dalsze decyzje, a kiedy Negan zostaje sam to kontrast jego zachowania potrafi uderzyć z podwójną siłą (pewne dialogi mogą być mylące w interpretacji).

Główna fabuła serialu trzyma się jasno wyznaczonego kursu. Od początku wiadomo, czego bohaterowie chcą dokonać, a kolejne odcinki rozwijają tę misję o poboczne wątki, które rozszerzają świat i nadają mu głębi. Co istotne, poszczególne historie łączą się na późniejszym etapie, tworząc zawiły, ale dobrze przemyślany układ zależności. Przykładem może być wspomniana Ginny, której losy z czasem stają się centralnym punktem napięcia. Podobnie misja Maggie zaczyna nabierać osobistego charakteru, komplikując moralną sytuację bohaterów i prowadząc do emocjonalnie naładowanych decyzji.

fot. IMBD

Choć ogólnie jestem zadowolony z tego spin-offu, muszę przyznać, że serial miał swoje przestoje. Zaskakująco fabuła się wlecze – co dziwi, biorąc pod uwagę liczbę odcinków i ich długość. Najwięcej znużenia pojawia się podczas dłuższych dialogów, które, choć dobrze napisane, potrafią wyhamować tempo. Na szczęście niemal zawsze zawierają one istotne informacje, które później znajdują swoje miejsce w szerszej układance – jak choćby prawdziwa natura relacji między Neganem a jego dawnym uczniem. Nie wszystkie wątki doczekały się domknięcia, co było rozczarowujące, ale jestem przekonany, że zostaną rozwinięte w drugim sezonie, którego emisja już trwa.