Współpraca reklamowa

Otchłań zmartwychwstań (Opinia bezspoilerowa)

Kiedy tylko zapoznałam się z opisem „Otchłani zmartwychwstań” od wydawnictwa Egmont, odruchowo skojarzył mi się serial „Terror” na podstawie powieści Dana Simmonsa. Jak się okazało, miałam dobre przeczucia. Komiks wciąga równie mocno, choć mimo punktów wspólnych, fabularnie się różni. Zabiera czytelnika w mroźne, arktyczne pustkowia XIX wieku, gdzie każda podróż jest jednocześnie testem odwagi i ludzkiej wytrwałości. Jeśli jesteście ciekawi co mi się spodobało w tej historii i zastanawiacie się nad zakupem – zapraszam do lektury!

O czym jest „Otchłań zmartwychwstań”?

Główną bohaterką jest Pearl, żona lorda Havena Greenwooda, który za namową pewnego przybysza, wyrusza na tajemniczą ekspedycję w nieznane rejony lodu i śniegu, ostatecznie znikając na dwa lata bez wieści. Kiedy kobieta odkrywa, że jej mąż może być uwikłany w coś znacznie bardziej niebezpiecznego niż zwykła wyprawa naukowa, postanawia wyruszyć na jego poszukiwanie, nie zważając na surowość natury ani na grozę, która czeka w lodowej otchłani. To opowieść o miłości, determinacji i obsesji, w której samotność, surowa natura i zagrożenia nie tylko ze strony otoczenia zdają się niemal namacalne.

fot. Serialomaniak

Co mi się podobało w komiksie?

Zdecydowanie podeszła mi historia sama w sobie, jak i strona wizualna. Scenariusz Feldrika Rivata, znanego jako HiroDjee nadaje opowieści odpowiednie tempo. Narracja przypomina trochę skrzypiący pod stopami lód: każdy krok jest niepewny, każdy dźwięk to potencjalne zagrożenie. Rivata nie spieszy się, pozwala czytelnikowi wejść w świat i poznać postaci, odczuć ich niepokój, zmęczenie, niepewność. Dopiero z czasem historia przyspiesza a napięcie narasta w miarę jak Pearl zbliża się do odkrycia prawdy. Emocje bohaterów przechodzą na czytelnika przez co sama momentami czułam się jak część załogi. Na tego typu odczucia liczyłam i po tym moim zdaniem można poznać dobry komiks: kiedy wsiąkasz w historię i wracasz do rzeczywistości po przeczytaniu ostatniej strony. Kreska Gabriela Rodrigueza świetnie współgra z opowieścią i nadaje dramaturgii przedstawionym wydarzeniom. Krajobrazy Arktyki są monumentalne, realistyczne, przesiąknięte lodem, śniegiem i mgłą. Natomiast mimika postaci, ich spojrzenia i gesty dodają emocjonalnej głębi. Znajdziecie tu dramatyczne zbliżenia, kontrasty światła i cienia, plansze stanowiące wręcz ciszę przed burzą i przepełnione akcją konfrontacje.

fot. Serialomaniak

Historia łączy klasyczne motywy przygodowe z elementami nadprzyrodzonymi i psychologicznym dramatem, tworząc opowieść pełną napięcia, lęku i melancholii. Pearl wyrusza w niebezpieczną wyprawę, kierowana tęsknotą za zaginionym mężem, ale także determinacją, by odkryć prawdę i stawić czoła nieznanemu. Jej podróż staje się metaforą wewnętrznych zmagań człowieka z lękiem, samotnością i moralnymi wyborami, które wymagają odwagi i poświęcenia. Nadprzyrodzone elementy za to podkreślają przewagę nieznanego i grozę świata, w którym ludzkie życie jest kruche i nieprzewidywalne. Poruszane są też wątki przetrwania i izolacji. Ekstremalne warunki Arktyki zmuszają bohaterkę do konfrontacji z własnymi ograniczeniami a każda decyzja staje się testem wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Wszystkie te aspekty naturalnie się przeplatają przez co nie czułam przekombinowania.

Pearl to postać silna, odważna i niezależna, ale jednocześnie bardzo ludzka. Nie sposób jej nie kibicować. Jej emocjonalna głębia i psychologiczne zmagania nadają fabule realizmu. Same motywacje bohaterki są złożone, bo kieruje nią miłość do zaginionego męża, potrzeba poznania prawdy, poczucie obowiązku, ale także własna obsesja i ciekawość. A ta obsesja i podjęte ryzyko odbijają się na jej psychice. Ponosi konsekwencje swoich decyzji, nie jest niezniszczalna przecież pod kątem fizycznym a my jako czytelnicy obserwujemy cenę tego poświęcenia. Polubiłam też postać Sophii, która choć jest poboczną bohaterką dzięki niezwykłym zdolnościom stanowi katalizator do poszukiwań. Jako przeciwieństwo Pearl jest głosem rozsądku i niepewności. Bardziej zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw wyprawy a jej obecność uświadamia bohaterce, że podjęte decyzje odbijają się na wszystkich – w tym Pearl i jej ograniczeniach. Ich relacja również wnosi do historii aspekt emocjonalny.

Co mi się nie podobało?

Choć komiks ma wiele zalet warto też zwrócić uwagę na – w moim odczuciu – drobne wady. Momentami tempo narracji jest wolne: długie opisy przyrody, introspekcje Pearl czy fragmenty budujące nastrój mogą spowalniać akcję, co może zniechęcić czytelników oczekujących lektury bez przerwy na oddech. Nie wszystkie elementy nadprzyrodzone i tajemnicze są w pełni wyjaśnione, co pozostawia niektóre wątki niedopowiedziane. Mnie to nie przeszkadza, ale zdaję sobie sprawę, że innych może frustrować. Są tu też sceny, te z wątkiem nadprzyrodzonym czy pełne napięcia co bywają nieco przewidywalne. Surowy, mroczny klimat oraz gotyckie elementy grozy, choć atrakcyjne dla fanów tego gatunku, mogą być przytłaczające lub zbyt niszowe dla szerszego grona odbiorców. Ostatecznie, ograniczona długość komiksu (około 112 stron) sprawia, że nie wszystkie wątki poboczne są w pełni rozwinięte.

Czy polecam komiks „Otchłań zmartwychwstań”?

Tak. „Otchłań zmartwychwstań” to komiks, który moim zdaniem zachwyca zarówno formą, jak i treścią. Precyzyjna i ekspresyjna kreska Rodrigueza, dopracowany scenariusz Rivata, bogactwo motywów i emocjonalna głębia Pearl tworzą całość, która porusza i przeraża jednocześnie. To pozycja dla czytelników, którzy cenią mroczne, atmosferyczne historie i bohaterów, których losy angażują od pierwszych stron. Jeśli znacie kogoś, komu podobał się serial „Terror”, ten komiks to idealna polecajka mimo różnic fabularnych. Poza tym jak widzicie na zdjęciach, wydanie od Egmontu jest jakościowe i świetnie się prezentuje. Może właśnie tego tytułu brakuje na Waszych półkach?

Dziękujemy Egmont za egzemplarz do recenzji. Wydawca nie miał wpływu na opinię i tekst.