Obi-Wan Kenobi (Opinia spoilerowa)
„Obi-Wan Kenobi” opowiada o losach tytułowego Jedi pomiędzy trzecią a czwartą częścią filmowej sagi. Serial pokazuje, jak Kenobi radził sobie po wyczerpującej walce z Anakinem, jak wpłynęła na niego ta porażka, czym zajmował się w latach ukrycia, a przede wszystkim… jak swoje skrzydła rozwijał Darth Vader u początków mrocznej ścieżki.
Produkcja kupiła mnie od pierwszego odcinka głównie klimatem. Jest w nim coś sielskiego, spokojnego, a jednocześnie bardzo głębokiego w ukazywaniu postaci. Pierwsze kilkanaście minut poświęca dużo uwagi na przedstawienie zniszczonego, złamanego Jedi, który stracił wiarę w kodeks, jakim żył przez lata. To mocny obraz, rezonujący z widzem. W kolejnych odcinkach ten portret stopniowo się rozwija. Kenobi dalej pozostaje „tym” bohaterem, którego lubimy, ale jego działania nabierają innego tonu. Częściej widać obowiązek niż szczere chęci, co najlepiej ilustruje reakcja na wieść o kłopotach kilkuletniej Lei – to nie poryw serca, a raczej poczucie, że „musi”. W tle serial umiejętnie zarysowuje również zmieniające się nastroje w Imperium. Najlepiej widać to w małych interakcjach jak choćby scenie, w której ludzie szukają pomocy u samozwańczego Jedi. Niby detal, a znaczący dla budowania politycznego tła.

Mocną stroną serialu są świetnie wykreowane postacie, które ogląda się z przyjemnością, nawet jeśli stoją po różnych stronach barykady. Największe wrażenie zrobiła na mnie młodziutka aktorka wcielająca się w Leię: charyzmą, uporem i determinacją dorównuje dorosłej wersji, a czasem wręcz przyćmiewa starszych bohaterów. Mocno zapada w pamięć także Trzecia Siostra. Jej charakterystyczna aparycja i bezwzględny charakter sprawiają, że jest magnetyczna, a przy tym nie traci wyrazistości nawet obok samego Vadera. Świetnie wypada też Tala Durith lawirująca między obiema stronami, nadaje fabule emocjonalnej głębi i buduje chemię z pozostałymi bohaterami. To jedna z tych postaci, której wątki kulminacyjne naprawdę chwytają za serce.
Z fabułą mam problem, bo ma swoje mocne strony, ale i sporo słabości, a w finałowym rezultacie odgrywająca minimalne znaczeniu w kontinuum – głównie służy do kreowania sylwetek postaci. Na plus na pewno działa kameralność i skupienie na postaciach. Historia pisana pod hasłem „zemsta” ma dużą intensywność, szczególnie w drugiej połowie sezonu, gdy dochodzi do spotkań Kenobiego z Vaderem. Ważnym elementem jest też przeszłość Trzeciej Siostry, tłumaczy jej zawziętość i nadaje motywacjom głębszego sensu. Przewidywalność nie przeszkadza, bo historia dobrze wprowadza młodsze wersje Leii i Luke’a. Leia jest tu czymś więcej niż damą w opałach – jej udział w wydarzeniach jest aktywny i przekonujący, co naprawdę działa. Fabuła ma kilka mniej oczywistych zwrotów akcji, zaliczając do nich wątek Inkwizytorów, którzy przyciągają do siebie nie tylko bezwzględnością godną ciemnej strony mocy, ale intensywną relację między sobą o pozycję – chętnie obejrzałbym o nich serial, ponieważ w „Obi-Wan” nie starczyło czasu na porządne rozpisanie ich wątku.

Są też momenty, które obniżają wiarygodność. Najbardziej bolesne przykłady to Vader, który po pierwszej walce z Obi-Wanem odpuszcza, pozwala mu uciec przyglądając się spokojnie, choć chwilę wcześniej wręcz kipiał nienawiścią i „od tak” mógł osiągnąć swój cel. Albo sam Kenobi, przez większość sezonu ukazany jako zniszczony, zapuszczony Jedi, a jednak po jednej rozmowie motywacyjnej nagle odzyskuje formę i staje naprzeciw lepszemu przeciwnikowi jak równy z równym. To dwie chwile z kilku, w których logika przegrywa z widowiskowością. I choć walki wyglądają spektakularnie (choreografia, audiowizualne detale, klimat, no cudo) to od strony fabuły są to sceny krzyczące: „tak musi być” bez oglądania się na logikę.
Są też drobniejsze potknięcia np. kilkuletnia Leia wymykająca się doświadczonym łowcom czy Haja zmieniający front bez przekonującego uzasadnienia, czy Kenobi obdarzający go zaufaniem na wyrost. To niedociągnięcia, które da się przełknąć, ale psują spójność. Na szczęście nie odbierają całości radości oglądania, bo „Obi-Wan Kenobi” ma w sobie wystarczająco dużo emocji, klimatu i charakteru, by dawać przyjemną rozrywkę bez poczucia straty czasu, mimo wybryków fabularnych.
Dziękujemy Disney+ za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.


