Recenzje seriali

Moje przygody z Supermanem – Sezon 2 (Opinia bezspoilerowa)

Drugi sezon serialu „Moje przygody z Supermanem” zrobił na mnie znacznie większe wrażenie niż pierwszy. Twórcy w interesujący sposób podeszli do eksploracji pochodzenia Supermana, wprowadzając istotne zmiany w jego historii. Oryginalne spojrzenie na Kryptończyków, w połączeniu z fabułą skupiającą się na inwazji i znakomicie zarysowanymi antagonistami – Brainiaciem oraz Amandą Waller – okazało się niezwykle trafionym rozwiązaniem. Wprowadzenie tych dwóch postaci pozwoliło poszerzyć perspektywę wyzwań stojących przed Supermanem, co doskonale ukazano w emocjonującej finałowej walce. Szczególną uwagę zwróciła kreacja Brainiaca, której powiązanie z postacią generała Zoda, choć ryzykowne, znacząco wzmocniło jego motywację i nadało fabule bardziej mroczny i dramatyczny ton. Twórcy umiejętnie balansowali pomiędzy fizycznymi starciami a zaawansowaną technologią Brainiaca, w tym wykorzystaniem sztucznej rzeczywistości do manipulacji ciałem. Jedynym elementem, który pozostawił pewien niedosyt, był wygląd Brainiaca, tracący na oryginalności w porównaniu z komiksowym pierwowzorem.

fot. MAX

Warto podkreślić, że to nie Superman był najjaśniejszą gwiazdą tego sezonu. Na pierwszy plan wysunęli się Olsen i Supergirl. Olsen odegrał istotną rolę w rozwoju fabuły, wnosząc nie tylko humor, który łagodził napięcie, ale również realny wkład w przebieg wydarzeń. Kara natomiast została ukazana jako złożona i wielowymiarowa postać, której emocjonalne wybory nadawały historii nieprzewidywalności. Rozwój jej charakteru w relacjach z Olsenem, Clarkiem i Brainiaciem był przedstawiony w sposób niezwykle przekonujący. Szczególnie wymowne były drobne sceny, takie jak wyjście na lody czy akcje charytatywne, które pokazywały przemianę Kary z despotki w silną, ale wrażliwą bohaterkę. Dodatkowy kontekst związany z Thanagarem jeszcze bardziej pogłębił jej historię.

Finał sezonu sprawnie zamknął najważniejsze wątki, ograniczając otwarte kwestie na kolejny sezon do absolutnego minimum. Chociaż rozwój wydarzeń był prowadzony pod hasłami „siła rodziny” i „siła przyjaciół,” co zapewniło efektowne sceny akcji, to brakowało w nich większego elementu zaskoczenia, gdyż były one dość przewidywalne.

fot. MAX

Pomimo ogólnie pozytywnego odbioru sezonu, nie wszystkie wątki zostały wykorzystane w pełni. Niektóre elementy fabuły, mimo swojego potencjału, wydawały się niedopracowane. Działania Amandy Waller nie odegrały większej roli w finale, jej współpracownicy, jak Deathstroke, byli marginalni, a intrygi Luthora okazały się na tyle nieistotne, że jego ucieczka wywoływała bardziej uśmiech niż emocje. Awans Olsena zredukowano do żartobliwego elementu, a relacja Clarka i Lois sprawiała wrażenie wymuszonej. Mimo to główna fabuła zadowoliła mnie i pozostawiła pozytywne wrażenie.