Książki serialoweWspółpraca reklamowa

Manga „Claymore”. Tom 4 (Opinia bezspoilerowa)

Kojarzycie serię dark fantasy, którą recenzowałam dla Was w kwietniu? Dzięki uprzejmości wydawnictwa J.P.Fantastica powróciłam wraz z 4. tomem „Claymore” do historii wojowniczki-pół-demona Clare i mogłam się przekonać, czy Norihiro Yagi jeszcze mnie czymś zaskoczy. Od początku miałam wrażenie, że pierwsze trzy tomy, choć napakowane akcją od początku to zaledwie cisza przed burzą i… nie myliłam się. Nie kojarzycie mojej opinii o poprzednich tomach? Zajrzyjcie tutaj!

Co mi się podobało w 4. tomie „Claymore”?

Razem z Clare przeszliśmy wystarczająco. Dosłownie i w przenośni, biorąc pod uwagę motyw drogi występujący w historii. Bohaterka została rozdzielona ze swoim towarzyszem Rakim. Jedyną możliwością ponownego spotkania okazuje się ryzykowne zlecenie na północy. Wraz z 23 innymi Claymorami staje do walki z armią Przebudzonych w mieście Pieta. Tą bitwą autor wyraźnie dał odczuć, że w tej historii nie ma chwili wytchnienia. Nie kiedy trzeba walczyć o przetrwanie. Już w poprzedniej opinii wspominałam, że spodobała mi się więź między bohaterkami. W tym tomie czuć ją wyraźniej. Niekoniecznie ma ona wydźwięk emocjonalny, zależy od postaci i relacji między nimi. Prędzej odzwierciedla ją pełne zaangażowanie i gotowość do poświęceń na polu bitwy jeśli sytuacja tego wymaga. Bitwa na Północy zaprezentowała jak dobrze wojowniczki potrafią ze sobą współpracować, a sceny pojedynków nadal robią wrażenie.

Nie spodziewałam się tego, ale jestem zachwycona różnorodnym przedstawieniem Przebudzonych. O ile Claymory są do siebie wyglądem zbliżone a odróżnia je co najwyżej fryzura, tak w kwestii bestii mangaka kupił mnie kreatywnością. Jasne, są odpychające i przerażające, ale jednocześnie bardzo charakterystyczne. Mając do czynienia ze zwykłymi bestiami, typem wygłodniałym czy właśnie Przebudzonymi, ich forma zdecydowanie daje do zrozumienia, że nie będzie to łatwe starcie. Odzwierciedla ich potęgę, przez co wątpliwości wojowniczek, lęk i problemy w walce są jak najbardziej uzasadnione.

Podoba mi się również, że powoli odkrywamy kto jest prawdziwym wrogiem. W tomie 4. wojowniczki mierzą się ze stratą, zdradą, bezradnością i tragedią na większą skalę. Przyparte do muru, prawie przekraczają granice ryzykując utratę człowieczeństwa. Jednocześnie stają się bardziej ludzkie, bo świadome. Kwestionują to co znały do tej pory, szukają prawdy w strzępkach informacji. Zdają sobie sprawę, że ścieżka którą podążały do tej pory, nakazy i zakazy mogą nie być jedynym słusznym kierunkiem. A one kimś więcej niż ponumerowanymi wojowniczkami, których wartością jest siła i umiejętności. Skoro tak, co dalej? Jaki los je czeka?

Co mi się nie podobało w 4. tomie „Claymore”?

Nie mam głowy do imion. Kompletnie. Zatem możecie sobie wyobrazić jak przytłoczyła mnie coraz większa ilość wojowniczek. Na polu bitwy już totalnie. Zdaję sobie sprawę, że to moja wina, ale jednocześnie podobieństwo bohaterek pod względem wyglądu działa na niekorzyść. Nie pojawiają się w historii na tyle długo, żeby czytelnik mógł się przywiązać emocjonalnie. Oprócz kilku z którymi Clare nawiązała nić porozumienia, reszta to postaci poboczne, których losy może i nie były mi obojętne, ale czułam zmarnowany potencjał. Z drugiej strony, lubię przeżywać to o czym czytam, im bardziej dramatycznie tym lepiej a dla Was może to być wystarczające. Szykujcie się na przeskok czasowy i cliffhanger w takim momencie, że miałam ochotę wyrzucić mangę przez okno. Ale tylko przez chwilę. Tak naprawdę chcę więcej!

fot. Serialomaniak

Czy polecam 4. tom „Claymore”?

Wciąż tak. Jeśli jesteście fanami intensywnych wątków przepełnionych walkami, ten tom spełni Wasze oczekiwania. Uważam, że historia wciąż angażuje i trzyma poziom a trzymanie czytelnika w niepewności zachęca żeby czytać dalej. Poza tym 4. tom jest wydany równie pięknie co poprzednie – świetnie wyglądają razem na półce. Co prawda czytanie mangi w miękkiej oprawie to nie lada wyzwanie, bo to ponad 500 stron. Plus jest taki, że czyta się błyskawicznie. W preorderze jest też twarda oprawa, więc macie wybór. Niezależnie od wersji w środku na początku tomu są kolorowe ilustracje. Czytajcie zanim wyjdzie serial live action – będzie z czym porównać!

Dziękujemy wydawnictwu J.P. Fantastica za przekazanie egzemplarza recenzenckiego. Wydawca nie miał wpływu na opinię i tekst.