Recenzje serialiWspółpraca

Georgie i Mandy wzięli ślub – Sezon 1 (Opinia bezspoilerowa)

Georgie i Mandy wzięli ślub” opowiada o życiu Georgiego Coopera i Mandy McAllister, którzy próbują odnaleźć się jako młodzi rodzice w fikcyjnym miasteczku Medford w Teksasie w latach 90. Starszy brat Sheldona Coopera, pracuje w warsztacie samochodowym prowadzonym przez swojego teścia, natomiast Mandy, która jest od niego starsza o 12 lat, zajmuje się pracą kelnerki i marzy o karierze prezenterki pogody. Wspólnie wychowują córkę CeeCee, co nie jest łatwe kiedy mieszka się pod jednym dachem z rodzicami.

fot. CBS

Serial będący spin-offem i jednocześnie kontynuacją „Młodego Sheldona”, o dzieciństwie Sheldona Coopera, którego pierwotnie poznaliśmy jako głównego bohatera „Teorii wielkiego podrywu”, zainteresował mnie już na etapie ogłoszenia, że powstaje. Po części dlatego, że Montana Jordan wcielający się w Georgiego Coopera jest jedną z moich ulubionych postaci z uniwersum. Byłam też ciekawa czy Chuck Lorre powtórzy ten przyjemny, familijny klimat, który zaserwował widzom przy opowiadaniu o przeszłości rodziny Cooperów. Czy koncentrowanie historii na młodych rodzicach i trudnościach życia codziennego było dobrą decyzją? Sądzę, że tak. Relacja głównych bohaterów mimo nieporozumień wynikających z konfrontacji z bliskimi, różnicy wieku czy światopoglądów jest pełna wsparcia co naprawdę miło się ogląda. Widać, że się kochają i są skłonni uczyć się od siebie nawzajem. Georgie jest szczery, otwarty i trochę naiwny, co stanowi kontrast dla cynicznej i ostrożnej Mandy (w tej roli Emily Osment). Te różnice charakterów prowadzą do wielu zabawnych interakcji, napędzając komediowy ton. Choć na przestrzeni serialu niejednokrotnie wspominana jest ich różnica wieku, im samym na co dzień to nie przeszkadza i starają się stworzyć dla CeeCee szczęśliwy dom łącząc rodzicielstwo z pracą. Nie są to jednak jedyne wyzwania. Sytuację dodatkowo utrudnia fakt, że Georgie stał się wsparciem i wzorem nie tylko dla własnej córki, ale i też młodszej siostry Missy, która mierzy się dorastaniem i stratą, przez co relacja z matką staje się coraz bardziej napięta. Możecie się spodziewać kilku gościnnych występów. Choć Georgie i Mandy to główne postacie, na ekranie zobaczymy też m.in. Rachel Bay Jones jako matkę Mandy, Willa Sasso w roli ojca, Jima oraz brata Connora, w którego wciela się Dougie Baldwin.

fot. CBS

Istotnym wątkiem w serialu jest również relacja Georgiego z teściami, zwłaszcza z Audrey. O ile ojciec Mandy akceptuje chłopaka, tak jej matka od samego początku nie jest zadowolona. Uważa, że zmarnował jej córce życie, jest leniwy i zwyczajnie nieodpowiedni dla niej ze względu na młody wiek. Jest kontrolującym rodzicem, pełnym aspiracji wobec swoich dzieci, co jej zdaniem zniszczyło obiecującą przyszłość. Co ciekawe, Georgie się nie zniechęca i niejednokrotnie swoim zachowaniem czy podjętymi decyzjami uświadamia, że nie jest tym, za kogo go uważa. Ich starcia stanowią zderzenie oczekiwań matki z rzeczywistością, z którą nie potrafi się pogodzić. Jest odporny na złośliwe komentarze po latach konfrontacji z własną rodziną. Na szczęście może liczyć na wsparcie teścia, który doskonale zdaje sobie sprawę z charakteru swojej żony. Opanowany Jim służy ojcowską radą kiedy tylko Georgie tego potrzebuje. Interakcje rodziców Mandy też dają do myślenia. O ile młode małżeństwo stawia na komunikację, konfrontację i partnerstwo, w przypadku Jima i Audrey, to jedna ze stron ma ostatnie słowo a druga daje ciche przyzwolenie, co pokazuje, że są aspekty, w których młodsze pokolenie radzi sobie lepiej. Od samego początku odniosłam wrażenie, że Connor, brat Mandy stanowi w pewnym sensie odpowiednik Sheldona. Inteligentny, zafascynowany muzyką, zamknięty w sobie, trzyma się na uboczu i obserwuje rodzinne spięcia, nie chce w nich uczestniczyć – od czasu do czasu rzucając ripostą. Ma zasady, których przestrzega a przebywanie z innymi nie jest wysoko na liście jego potrzeb. Obawiałam się, że będzie wyłącznie dodatkiem, bez wyraźnego wpływu na historię, jednak pozytywnie zaskoczyły mnie jego interakcje z Georgiem.

fot. CBS

Serial zdaje się zbudowany z konfrontacji – Georgiego z teściową, z Mandy odnośnie przyszłości czy rodzicielstwa, a także Audrey z jego matką, Mary. Historia tym samym daje do zrozumienia jak trudne jest czasem znalezienie wspólnego języka, gdy bardzo się od siebie różnimy w różnych kwestiach. Kluczem jest jednak wsparcie i komunikacja. Zetknięcie się z rodziną Mandy pokazuje, że nie tylko Cooperowie potrzebowali czasu by stworzyć dobre i wspierające środowisko dla swoich dzieci. Ciężko mi porównać ten serial do „Młodego Sheldona”, w mojej głowie to dalsze losy rodziny Cooperów, co potwierdzają gościnne wystąpienia nie tylko Mary czy Missy, ale również Buni, którą uwielbiam (graną przez Annie Potts). Może kiedyś doczekam się spin-offu o jej młodości! Choć serial ma typową dla sitcomu krótką formę, odcinki poniżej 20 minut czy nadużywanie śmiechu z offu czasami mnie irytowało. Miejcie to na uwadze. Za nami dopiero pierwszy sezon, ale muszę przyznać, że z przyjemnością czekam na kolejny. Serial ma potencjał. Mam nadzieję, że doczekamy się kilku sezonów. Wyraźnie czuć, że kontynuujemy znaną już historię a sceny z bliskimi Georgiego przypominają, że szczęśliwe, nie ze wszystkimi się pożegnaliśmy.

Dziękujemy HBO MAX za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.