„Familiar” (Opinia bezspoilerowa)
Nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Leigh Bardugo, wcześniej z ogromną przyjemnością zagłębiałam się w uniwersum Griszy, dlatego wiadomość o nowej książce autorki od razu przykuła moją uwagę. „Familiar” zainteresowało mnie zarówno ze względu na nazwisko Bardugo, jak i sam koncept powieści: XVI-wieczna Hiszpania, magia ukryta pod warstwą historycznych realiów, i główna bohaterka z tajemnicą. Tym razem wydawnictwo Czwarta Strona zadbało o to, by polscy czytelnicy również zapoznali się z tą klimatyczną książką.

Akcja powieści toczy się w Złotym Wieku Hiszpanii, dokładnie w Madrycie. W domu ubogiej szlachty jako pomoc kuchenna pracuje Luzia, młoda dziewczyna, która skrywa nie tylko swoje prawdziwe pochodzenie, ale też niezwykły dar. Pod przykrywką skromnej, posłusznej katoliczki stara się przetrwać w świecie pełnym nietolerancji, intryg i zagrożeń ze strony inkwizycji. Jej zdolność do tworzenia milagritos, drobnych cudów szybko zostaje odkryta, a ona sama wciągnięta w niebezpieczną grę o wpływy.
Luzia, główna bohaterka, która została naprawdę dobrze napisana. Jest inteligentna, zdeterminowana i ambitna. Z nizin trafia do zupełnie nowego dla siebie świata arystokracji, polityki i intryg. Nie traci przy tym siebie, potrafi odnaleźć się w trudnych sytuacjach, a jej rozwój wewnętrzny jest jednym z najmocniejszych elementów książki. Z drugiej strony mamy Santángela, tytułowego familiar, czyli magicznego towarzysza. To typ bohatera, który Bardugo tworzy najlepiej: niejednoznaczny, skomplikowany, z własnymi pobudkami i tajemnicami. Nie da się go jednoznacznie ocenić, nie jest ani dobry, ani zły, a jego działania często balansują na granicy moralności. Absolutnie uwielbiam jego relację z Luzią, pełną napięcia i emocji oraz wzajemnego testowania granic. Ich więź to mieszanka zależności i nieufności, a sam Santángel staje się dla niej zarówno nauczycielem, jak i przewodnikiem w świecie, którego nie zna.

To, co najbardziej wyróżnia tę powieść, to świat przedstawiony. Leigh Bardugo z niezwykłą precyzją i dbałością o detale odmalowuje XVI-wieczną Hiszpanię, kraj, w którym katolicka religia i inkwizycja mają absolutną władzę, a jedno podejrzenie może zakończyć czyjeś życie. Bardzo podobało mi się też to, jak została pokazana magia, subtelna, nierozerwalnie związana z kulturą, wiarą. W świecie, gdzie religia rządzi wszystkim, każda nadnaturalna zdolność może wzbudzać strach. Autorka świetnie pokazuje też napięcia religijne, klasowe i społeczne, widać, że zrobiła solidny research. W tle mamy skomplikowane relacje między „czystymi” katolikami a konwertytami, dworskie intrygi, walkę o wpływy i status, w której każdy błąd może kosztować nie tylko pozycję, ale i życie.
Podsumowując: tak, uwielbiam tę książkę, a klimat, za świetne postaci, za cudowny romans i spójną, dojrzałą narrację. Bez dwóch zdań to jedna z najlepszych pozycji Bardugo, obok „Szóstki Wron”. Gdybym miała szukać wad, musiałabym robić to na siłę, choć warto zaznaczyć, że nie znajdziecie tu wartkiej akcji, pojedynków czy wybuchów. To zdecydowanie bardziej stonowana, spokojna opowieść, która stawia na klimat, emocje i relacje między bohaterami. A na dokładkę? Jak widzicie przepiękne polskie wydanie od Czarnej Owcy, barwione brzegi, twarda oprawa o ciekawej fakturze, które zdecydowanie dorównuje treści. Jeśli zastanawiacie się czy sięgnąć po kolejną książkę autorki, ze swojej strony mogę śmiało stwierdzić, że tak.

Dziękujemy wydawnictwu Czwarta Strona za egzemplarz recenzencki. Wydawca nie miał wpływu na opinię i treść.