Asteriks. Tarcza Arwernów (Opinia bezspoilerowa)
Wydawnictwo Egmont kontynuuje nowe, dopracowane wydanie jednej z najbardziej kultowych serii komiksowych wszech czasów – „Asteriksa”. Tom jedenasty zabiera nieustraszonych Galów w kolejną przygodę, tym razem skupioną wokół poszukiwania tytułowej tarczy Arwernów. Przedmiot ten ma mieć ogromne znaczenie strategiczne w starciu z Cezarem, który również chce ją odnaleźć, choć z powodów, które początkowo pozostają niejasne.
„Asteriks. Tarcza Arwernów” od razu przyciąga jakość wydania. Twarda oprawa, stonowana kolorystyka współgrająca z klasyczną okładką i minimalistyczna forma prezentowania informacji sprawiają, że całość prezentuje się dojrzale i elegancko. Ten subtelny sznyt nadaje serii wyraźnego prestiżu, nie odbierając jej lekkości i uroku. Prawdziwa wartość kryje się jednak we wnętrzu – i nie mam na myśli tylko samej historii.

Pierwsze dwadzieścia stron to bogaty zestaw materiałów dodatkowych, które znacząco poszerzają kontekst opowieści. Znajdziemy tu m.in. skany oryginalnych notatek René Goscinnego, w których autor szczegółowo rozpisywał, co powinno znaleźć się na konkretnych kadrach, a także eseje o inspiracjach stojących za niektórymi motywami, jak chociażby moda na naturalne kuracje medyczne czy społeczne komentarze ukryte w tle fabuły. Te dodatki pozwalają docenić ogrom pracy włożonej w stworzenie historii. Co więcej, dzięki nim zauważyłem detale, które wcześniej mi umknęły i uświadomiłem sobie, jak bardzo ta opowieść wciąż rezonuje ze współczesnością. Jedyny mankament to fakt, że niektóre analizy zdradzają fabularne szczegóły jeszcze przed lekturą samego komiksu, co może odebrać nieco przyjemności z odkrywania. Mimo to cieszy mnie, że dodatki skupiają się również na aspektach historycznych, takich jak rekonstrukcja rzymskich łaźni, oferując wartość poznawczą bez zbędnego dydaktyzmu.
Sama historia od pierwszych stron wyróżnia się na tle innych przygód Asteriksa dzięki nietypowej konstrukcji narracyjnej. Zamiast liniowej opowieści dostajemy początkowo efektowne streszczenie wydarzeń, a potem cofamy się w czasie, by odkryć, jak wszystko się zaczęło. Ten zabieg działa odświeżająco i skutecznie buduje napięcie, przy okazji wprowadzając atmosferę intrygi. Drugim elementem, który zasługuje na pochwałę, jest zręczne połączenie różnych motywów gatunkowych – od satyry na temat zdrowia po elementy militarne. Twórcy prowadzą historię z wyczuciem, balansując między humorem a refleksją. Tam, gdzie trzeba, potrafią rozbawić absurdem, ale nie unikają też momentów, w których bohaterowie stają przed rzeczywistym wyzwaniem.

Na szczególną uwagę zasługuje postać Dobrominy. Choć pojawia się rzadko, jej wpływ na działania męża – wodza – jest wyraźny i wiarygodny. Jej charakter napisany został z wyczuciem, a subtelność tej relacji to jedna z cichych perełek tego tomu. Ciekawie wypadają także nowe postacie, jak Gajusz Wygibus czy centurion Metylus, których kontrastowe charaktery tworzą niezwykle zabawny duet. Ich przerysowane zachowania doskonale pokazują zróżnicowanie w armii rzymskiej i świetnie wpisują się w groteskowy ton serii.
Na koniec warto wspomnieć o warstwie graficznej. Rysunki Alberta Uderzo w tym tomie osiągają wyjątkowy poziom dopracowania. Plansze są gęsto zapełnione detalami, a jednocześnie zachowują klarowność i przejrzystość. Proporcje postaci, mimo że celowo przerysowane, są konsekwentne i harmonijne. Kolorystyka ożywia rysunki, a druk na wysokiej jakości papierze dodatkowo podkreśla ich energię. Szczególnie cenię sobie sposób, w jaki przerysowane elementy – jak czerwony nos sugerujący stan upojenia – wpasowują się w komediowy ton opowieści, nie przekraczając granic dobrego smaku.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za komiks. Wydawnictwo nie miało wpływ na opinię i tekst.


