Recenzje serialiWspółpraca

The Office PL – Sezon 5 (Opinia bezspoilerowa)

Polska wersja „The Office” jest moim ulubionym polskim serialem. Powtarzam to przy każdej okazji, żeby wieść szła w świat i żeby jak najwięcej osób zainteresowało się tą produkcją. Ale wiecie, co jest w tym najśmieszniejsze? Przed premierą pierwszego sezonu kompletnie w ten projekt nie wierzyłem. Wręcz zapierałem się rękami i nogami przed jego obejrzeniem! Zmusiłem się… i zakochałem się w tej konwencji oraz w tych postaciach już po pierwszym sezonie. Z każdym kolejnym tylko mocniej się wkręcałem i dostrzegałem coraz więcej wartości, dzięki którym polska wersja nie tylko godnie wypada na tle brytyjskiej czy kultowej amerykańskiej, ale wręcz wytycza nowe granice.

…i cieszę się, że po piątym sezonie ta opinia wciąż jest aktualna. Ba! Najnowsza odsłona pokazuje, że twórcy i aktorzy dopiero się rozkręcają. Nadal mają masę szalonych pomysłów i ani myślą zwalniać tempa. Ten sezon jest wyjątkowy, bo jak nigdy wcześniej czuć świeżość i energię, i to w absolutnie każdej postaci z Kropliczanki. Dla każdej przygotowano plan, a nawet jeśli wydaje się inaczej, to prędzej czy później twórcy zaskakują nas nieoczekiwanymi zderzeniami bohaterów, które prowadzą do ważnych konsekwencji i świetnie poprowadzonych kulminacji. Ale po kolei…

fot. Canal+

Pierwszy główny motyw to nowy obiekt westchnień Michała Holtza, Michalina z biura deweloperskiego, które próbuje wykupić budynek Kropliczanki, by postawić tam osiedle. Wątek jest w dużej mierze komedią romantyczną, zbliżoną do wcześniejszych sezonów, i trudno tu czymś zaskoczyć. Ale oglądanie Holca w akcji to czysta przyjemność. Każdą okazję wykorzystuje, żeby zaimponować Michalinie np. scena gry w koszykówkę to absolutne złoto, a jego pracownicy szybko przekonują się, co znaczy „władza sprawcza”. Nie byłem fanem samej Michaliny. Jej postać była dość papierowa i pozbawiona charyzmy, ale Joanna Kulig ratowała ją wyciągając z niej maksimum, dzięki czemu jej wątek nabrał charakteru. Z Piotrem Polakiem tworzą naprawdę magnetyczny duet, a ich wspólne sceny świetnie oddają niekomfortowe położenie obu stron.

Drugi motyw (mój ulubiony) to bitwa polityczna między Darkiem a Levanem! Levan marzy o posadzie w urzędzie miasta, a Darek, ze swoimi rygorystycznymi poglądami, nie zamierza odpuścić okazji, by pokazać, kto tu rządzi (i gdzie jest miejsce Levana). Adam Woronowicz i Marcin Pempuś już wcześniej dostarczali perełki komedii rywalizacyjnej, ale to, co robią w tym sezonie, to nowy poziom intensywności. Ich konflikt jest zabawny, bezczelny, przewrotny i tak pomysłowo wykorzystuje kulturę, politykę i społeczne nastroje, że nie wpadłbym na połowę tych rozwiązań, a przy części z nich nie wierzyłem, że sobie na to pozwolili z taką intensywnością. Do samego finału ich rywalizacja trzyma w napięciu, a jej rozwiązanie jest jednocześnie miażdżące i piekielnie satysfakcjonujące – zwłaszcza, że genialnie łączy się z innymi wątkami, tworząc spójną historię z wyraźnym przesłaniem i rozmachem na miarę finału. Można jedynie żałować, że nie rozwinięto szerzej programów politycznych obu kandydatów. O Darku wiemy wszystko, bo konsekwentnie trzyma się hasła „żadnych zmian”, ale o planach Levana dowiadujemy się niewiele. Szkoda, można było z tego wycisnąć jeszcze więcej.

fot. Canal+

Bardzo ceniłem kierunek, w jakim prowadzono Patrycję w poprzednich sezonach, ale to, co zrobiono z nią tutaj, przeszło moje oczekiwania. Jej współpraca i rywalizacja z Reganem to uczta: zaczyna się klasycznym „kto się czubi, ten się lubi”, ale gdy fabuła odpala bombę (emocjonalną, narracyjną, trochę skinając w kierunku fanów) relacja przechodzi w coś tak angażującego, że trudno było siedzieć spokojnie. Raz kibicowałem rozwojowi wydarzeń, raz łapałem się za głowę krytykując decyzje, innym razem obawiałem się, że to wszystko za chwilę wybuchnie i nie wstaniemy z ziemi. Wątek oddziałuje też na resztę biura. Szczególnie na Gosię i Bożenę, które włączają się w rywalizację pokoleniową. Idealnie uchwycono tu klimat prawdziwych biur, gdzie „stara gwardia” walczy ze „świeżą krwią”. Świetnie poprowadzono obie perspektywy, pokazując kreatywne sztuczki i podskórne emocje. Monika Obara i Milena Lisiecka były tu niesamowite. Dosłownie było po nich widać, że są w swoim żywiole i nie muszą tego grać, a zwyczajnie oddać. Najbardziej jednak błyszczy Vanessa Aleksander jako Patrycja. Jej wielowarstwowe, dynamiczne aktorstwo (od nerwowego śmieszkowania, przez uwodzicielską pewność siebie, aż po wybuchy złości) tworzy postać skrajnie prawdziwą i złożoną, potrafiąc „od tak” wejść z innymi z interakcję. Jej wywiady do kamery były absolutnie genialne i dopełniały nadal rozwijający się profil postaci, która z każdym sezonem coraz bardziej wyrabia się.

Relacja Asi i Adama nigdy nie była moją ulubioną, bo prowadzono ją zbyt bezpiecznie, zgodnie z oczekiwaniami. Ale trzeba przyznać: Kornelia Strzelecka i Rafał Kowalski mają niesamowitą chemię, a ich sceny są niezwykle urocze – zwłaszcza gdy dodamy do tego Holca. W tym sezonie wątek dostał jednak bardzo potrzebny impuls. Najpierw pojawia się „stara miłość”, która wywołuje lawinę absurdalnych zdarzeń z Pawłem na skraju załamania nerwowego. Potem dochodzi nastrojowość biura, która zmusza ich do ciągłego lawirowania i zmian planów. A wisienką na torcie jest Sebastian, który nabiera pewności siebie i odkrywa nową pasję… Jan Sobolewski jest tu w absolutnym sztosie, co prowadzi do wielu przezabawnych, czasem bardzo niezręcznych scen (zwłaszcza gdy Adam go podpuszcza)!

Dziękuję Canal+ za wcześniejszy dostęp do serialu. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.