Rick i Morty – Sezon 8 (Opinia spoilerowa)
Ósmy sezon „Ricka i Morty’ego” to kolejna porcja zwariowanych przygód tytułowej dwójki. Po raz kolejny twórcy rozbudowują uniwersum o nowe elementy, jednocześnie kreatywnie sięgając po wątki z przeszłości, by nadać im drugie życie. Jednak ten sezon wyróżnia się na tle poprzednich czymś szczególnym. Tym czymś jest rodzina.
Niełatwo przychodzi mi wyrażenie opinii o „Ricku i Mortym”, mimo że jestem fanem serialu od samego początku. To produkcja tak pozytywnie i inteligentnie szalona, tak mocno łamiąca granice, że podczas oglądania dosłownie przegrzewa mi się głowa. Moje odczucia po każdym sezonie, a nawet po pojedynczych odcinkach, są do siebie zazwyczaj bardzo zbliżone. Wyjątkiem okazał się ósmy sezon, którego motywem przewodnim jest rodzina. To nadało mu emocjonalnego znaczenia, a dla wielu znanych nam postaci było impulsem do prawdziwego rozwoju. Najlepiej widać to w moich ulubionych odcinkach tego sezonu.

Ósmy odcinek opowiada o podróży Jerry’ego do alternatywnego świata, w którym spotyka różne wersje samego siebie. Wszystkie zostały zebrane w jednym miejscu, ponieważ ich rodzinne życie nie spełniło ich oczekiwań. Z jednej strony jest to odcinek wprowadzający zupełnie nowy koncept przestrzeni, gdzie egzystują ze sobą różne wersje jednej postaci. Choć temat przypomina wcześniejszą historię z Mortym, wyróżnia się sposobem dotarcia do tego miejsca, próbą ucieczki, rolami poszczególnych Jerrych i ich motywacjami. Skala pomysłu zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ponieważ twórcy po raz kolejny pokazali, że nawet po tylu latach wiedzą, jak rozwijać swoje uniwersum. Co równie ważne, Jerry został ukazany z zupełnie nowej strony. Był smutnym ojcem, który miał dość własnego życia i po raz pierwszy tak wyraźnie zasygnalizował to światu. Jednocześnie była to historia o jego determinacji i chęci samodzielnego działania, co najlepiej ukazało się w sposobie, w jaki rozwiązał problem.
Trzeci odcinek ma dość zabawny punkt wyjścia. Morty zgubił fidget spinnera, ale w obcym świecie. To z pozoru banalne wydarzenie staje się wstępem do większej opowieści o alternatywnych wersjach Ricka, które różnią się między sobą w zależności od przebytych doświadczeń. Motyw silnie przypomina opowieści znane choćby z MCU, jednak tu jego połączenie w jedną spójną historię daje zupełnie inny efekt. Tworzy się rzeczywistość o postapokaliptycznym charakterze, która zaskakuje przełamaniami gatunkowymi i nietypową strukturą. Byłem pod wrażeniem, jak twórcy nadal potrafią budować różnorodne osobowości jednej postaci i pisać między nimi inteligentne dialogi. To wcale niełatwe, szczególnie w ósmym sezonie, kiedy można by pomyśleć, że wszystko już zostało powiedziane.

Zawsze lubiłem odcinki poświęcone Beth, zwłaszcza te, w których pojawia się jej kosmiczny klon. Obecność jednej postaci w dwóch wersjach to świetny punkt wyjścia do tworzenia bardziej złożonych fabuł. W tym sezonie otrzymaliśmy odcinek, w którym obie bohaterki odmłodziły się. Ich kilkuletnie wersje stanowiły świadome przełamanie stereotypów. Za wizerunkiem słodkich dziewczynek kryły się bezlitosne, wręcz zabójcze dzieciaki, których żądza mordu stanowiła poważne zagrożenie dla sąsiada. To jeden z tych epizodów, które z apetytem łączą czarny humor, brutalność i chęć pokazania czegoś głębszego. Emocjonalnym rdzeniem tej historii było uświadomienie widzowi, dlaczego dzieciństwo z ojcem takim jak Rick nie mogło być bajkowe.
Najmocniejszy w moim odczuciu był finałowy odcinek sezonu, w którym kluczową rolę odegrały ukryte przez Ricka wspomnienia z dzieciństwa Beth i jego zmarłej żony. Wprowadzono tu do uniwersum zupełnie nową technologię, przypominającą myślodsiewnię znaną z „Harry’ego Pottera”. Było to przełomowe nie tylko dla samej opowieści, ale i dla konstrukcji świata przedstawionego. Fabuła została inteligentnie przemyślana i rozbudowana w sposób, który z pewnością będzie miał wpływ na wydarzenia kolejnych sezonów. Ten odcinek był pełen emocji. Pozwolił na spotkanie postaci, które normalnie nie miałyby szansy się spotkać. Była to historia poruszająca, momentami radosna, wzruszająca, miejscami smutna, a przede wszystkim skłaniająca do refleksji – zarówno mnie jako widza, jak i samych bohaterów. Jestem przekonany, że to jeden z tych epizodów, w których rozwój wydarzeń trudno było przewidzieć. Najlepszym dowodem na to jest zakończenie. Było piękne, zarówno dla samej historii, jak i dla postaci, ponieważ wyraźnie pokazywało, jaką drogę przeszli bohaterowie.
Dziękujemy HBO MAX za dostęp. Platforma nie miała wpływu na opinię i tekst.


