Recenzje seriali

Ballard (Opinia bezspoilerowa)

Sięgając po serial „Ballard”, wchodziłam w to uniwersum zupełnie na ślepo, bez żadnej znajomości poprzednich produkcji, takich jak „Bosch” czy „Bosch: Legacy”, z których „Ballard” się wywodzi. Nie znałam ani bohaterów, ani kontekstu, ani stylu opowiadania historii, który przyciągnął fanów oryginalnych serii. Mogłam więc spojrzeć na ten serial z perspektywy zupełnie nowego widza, bez uprzedzeń, ale też bez wielkich oczekiwań.

Akcja serialu Ballard toczy się w Los Angeles i śledzi losy detektyw Renée Ballard, która obejmuje dowództwo nad nowo utworzoną jednostką do spraw niewyjaśnionych zabójstw (cos na wzór czym zajmowała się ekipa w serialu „Cold Case”). Jednostka, złożona głównie z ochotników i borykająca się z brakiem zasobów, ma za zadanie rozwiązywać sprawy morderstw sprzed dekad.

fot. Prime Video

To, co pozytywnie mnie zaskoczyło, to struktura narracyjna serialu. W przeciwieństwie do wielu innych produkcji kryminalnych, „Ballard” nie skupia się wyłącznie na jednej głównej sprawie sezonu, a właściwie ma ich dwie, równoważne. Twórcy prowadzą dwa równoległe wątki: z jednej strony bohaterowie badają tajemnicze morderstwo siostry kongresmena, a z drugiej, zaginięcie ojca z małym dzieckiem. Obie sprawy rozwijają się niezależnie, ale z równą intensywnością, a detektywi płynnie przechodzą między nimi. To sprawia, że tempo opowieści jest dynamiczne, a widz nie czuje się zamknięty w jednej linii fabularnej. Co więcej, obie sprawy okazują się znacznie bardziej skomplikowane, niż początkowo się wydaje, prowadząc śledczych w nieoczekiwane rejony i odsłaniając znacznie większe układy i zagrożenia.

Taki sposób prowadzenia narracji nie pozwala widzowi się nudzić. Częste zwroty akcji, raz w jednej sprawie, raz w drugiej, skutecznie podtrzymują napięcie i sprawiają, że trudno oderwać się od ekranu. Kiedy wydaje się, że jedna ścieżka śledztwa zwalnia, druga zaskakuje nowym tropem lub dramatycznym odkryciem. Ta równowaga między wątkami oraz umiejętne dawkowanie informacji budują angażującą, wielowarstwową opowieść.

fot. Prime Video


Główna bohaterka, detektyw Renée Ballard, z jednej strony została napisana dość klasycznie, jako twarda, sprawiedliwa policjantka z bagażem typowych problemów i osobistych demonów. To dobrze znany archetyp w serialach kryminalnych. Nie jest to jednak zarzut. Maggie Q wypada w tej roli bardzo przekonująco, ma w sobie charyzmę, autentyczność i wewnętrzną siłę, które sprawiają, że wierzymy jej od pierwszej sceny. To jedna z tych aktorek, które są wręcz stworzone do grania silnych, zdeterminowanych kobiet, nie popadając przy tym w przesadę czy sztuczność.

Towarzysząca Maggie Q obsada również sprawdza się bardzo dobrze. W serialu zobaczymy m.in. Ricardo Chavirę, znanego z „Gotowych na wszystko”, w roli skorumpowanego policjanta Olivasa. Pojawia się także John Carroll Lynch, którego miło zobaczyć w zupełnie innym wydaniu niż jego przerażająca rola w „Big Sky”. Na szczególne wyróżnienie zasługuje również cudowna Amy Hill, którą uwielbiam z „Magnum”. Tutaj znów błyszczy swoją charyzmą. W pozostałych głównych rolach kobiecych świetnie wypadają także Rebecca Field, Victoria Moroles i Courtney Taylor. Każda z nich wnosi coś autentycznego i wyrazistego do zespołu, a ich bohaterki nie giną w cieniu głównej postaci.

fot. Prime Video


Podsumowując: „Ballard” to naprawdę dobry, pełen akcji i napięcia serial kryminalny. Choć bazuje na znanym schemacie, potrafi zaskoczyć świeżym podejściem do narracji, dobrze napisanymi postaciami i solidną realizacją. To produkcja, która trzyma w napięciu, oferując zarówno epizodyczne zagadki, jak i większą intrygę w tle. Liczę na drugi sezon, naprawdę! Serial zdecydowanie zachęcił mnie do zgłębienia tego uniwersum, więc w niedalekiej przyszłości na pewno sięgnę po „Boscha”.