Rewolucjonistka Utena (Opinia bezspoilerowa)
„Shoujo Kakumei Utena” to klasyk anime lat 90. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z anime i mangą, wszyscy słyszeli o Utenie, ale jakoś nigdy nie miałam okazji bliżej zapoznać się z tą kultową historią. Dziś, dzięki przepięknemu wydaniu od Waneko, nowe pokolenie czytelników może poznać i pokochać Rewolucjonistkę Utenę, a starsze, spojrzeć na tę historię na nowo. Jak wypada w XXI wieku? Przekonajmy się.

„Rewolucjonistka Utena” (Shōjo Kakumei Utena) to shōjo-manga autorstwa Chiho Saitō. Pierwszy rozdział został opublikowany w Japonii w 1996 roku w magazynie Ciao. Główna historia składa się z pięciu tomów, natomiast szósty tom zawiera alternatywną wersję opowieści. Na podstawie mangi powstała 39-odcinkowa seria anime, która została wyemitowana w 1997 roku i stanowi adaptację pierwszych pięciu tomów mangi. Szósty tom został zekranizowany w 1999 roku w formie filmu pełnometrażowego.
Utena Tenjou to nietypowa licealistka, nie marzy o byciu księżniczką, tylko… księciem. Jako dziecko została uratowana przez tajemniczego wybawcę, który zostawił jej pierścień z różą i obietnicę, że jeszcze się spotkają. Od tamtej pory Utena postanawia żyć jak prawdziwy książę, odważnie, honorowo i z sercem do walki o innych. Gdy trafia do elitarnej Akademii Ohtori, szybko okazuje się, że to miejsce skrywa więcej tajemnic niż się spodziewała. Przez przypadek zostaje wciągnięta w serię dziwnych pojedynków, w których stawką jest władza nad tajemniczą dziewczyną, Anthy Himemiya, zwaną „Różaną Oblubienicą”. Utena postanawia ją chronić, ale im dalej w historię, tym więcej pytań się pojawia: kim naprawdę jest Anthy i czy możliwe jest złamanie schematów, w które wrzuca nas społeczeństwo?

Zacznijmy przewrotnie, od wydania, bo co by tu nie mówić, zasługuje ono na sporo uwagi i zachwytów. Waneko przychodzi do nas ze zbiorczym (3 w 1), dwutomowym, iście luksusowym wydaniem. Mamy tu piękną obwolutę z twardą okładką, pełne nasycenia kolorami strony, przepiękne malowane brzegi i naprawdę solidną jakość druku. To jedno z tych wydań, które chce się trzymać na półce na widoku, nie tylko dla treści, ale i dla samego wyglądu Wiem, że były osoby, które były zaskoczone i narzekały na rodzaj czy jakość papieru. Dla mnie to trochę sentymentalny powrót do dawnych wydań mang, które były drukowane na podobnym papierze. Myślę, że jego użycie sprawia, że ta cegła nie jest taka ciężka i niewygodna w czytaniu. Podsumowując, wydanie od Waneko to prawdziwa perełka na półce. Stylowe, dopracowane i robiące wrażenie już od pierwszego spojrzenia. To edycja, która podkreśla wyjątkowość tej serii, zarówno dla starych fanów, jak i dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Uteną.

Zanim przejdę do tego, jak manga prezentuje się fabularnie, kilka słów o stylu Chiho Saitō. Zabijcie mnie, ale kiedy pierwszy raz sięgnęłam po tomik (no dobra, spore tomiszcze), od razu miałam skojarzenia z kreską Naoko Takeuchi. Bardzo podobny, delikatny, subtelny styl. Aczkolwiek Chiho Saitō jest zdecydowanie dokładniejsza i bardziej precyzyjna w swoich rysunkach. Nie wiem, może taka po prostu była moda i styl shōjo w tamtych latach, ale kreska jest – jak dla mnie, naprawdę śliczna. Pełna elegancji, emocji i tej specyficznej, klasycznej magii.

Jak zatem wypada komiks fabularnie? Nie miałam styczności z anime, ale niejednokrotnie spotkałam się z opinią, że to jeden z tych przypadków, gdzie adaptacja wypada po prostu lepiej niż manga. Trudno mi jednak jednoznacznie ocenić, mogę za to stwierdzić, że sama historia jest dziś trochę trudniejsza w odbiorze, przynajmniej dla mnie. Nie łączy mnie z nią żaden emocjonalny bagaż, jak w przypadku na przykład „Sailor Moon”, „Mars” czy „Paradise Kiss”. Nie wiem, czy jest to tytuł, który po przeczytaniu moja siostrzenica uznałaby za zachwycający. Przekaz feministyczny w tej historii jest aktualny jak nigdy, ale sposób jego podania może nie trafić do młodego pokolenia tak, jak trafił kiedyś do mojego. Bohaterka, choć jest jedną z moich ulubionych postaci, potrafi być przedstawiana w stylizacji i relacjach, przy których dziś czasem kiwamy z lekkim zażenowaniem głowami. Ale taki już urok niektórych starszych tytułów. Zdaje sobie sprawę, że dla niektórych czytanie na przykład „Sailor Moon” współcześnie też może być momentami cringe’owe. Jednak dla fanów Uteny to z pewnością rewelacyjny powrót do czasów młodości. I zazdroszczę im niesamowicie, że ich ukochana manga doczekała się tak pięknego wydania.
Podsumowując, czy warto sięgnąć po „Rewolucjonistkę Utenę”? Jeśli lubicie shōjo lat 90. i delikatny styl przypominający „Sailor Moon”, to myślę, że będziecie mieć sporo frajdy z czytania. Jednak przede wszystkim jest to wyjątkowe wydanie dla fanów samej Uteny. Każdy, kto kocha tę serię, powinien mieć je na swojej półce, bo nie oszukujmy się prezentuje się naprawdę imponująco.
Dziękuję Waneko za przekazanie egzemplarza recenzenckiego. Wydawca nie miał wpływu na opinię i tekst.


