Recenzje seriali

Opowieść podręcznej – Finałowy sezon (Opinia spoilerowa)

Niedawno zakończył się finałowy sezon serialu „Opowieść podręcznej”. Śledzimy w nim dalsze losy June, która początkowo kieruje się na Alaskę, jednak później ponownie angażuje się w walkę z Gileadem. Bardzo spodobała mi się akcja w tym sezonie, ponieważ znalazło się miejsce zarówno na rozwój relacji między postaciami, jak i na dynamiczne wydarzenia. Wcześniejsze sezony również mnie poruszały, ale momentami tempo narracji wydawało się wolniejsze. Tym razem byłam bardzo zadowolona z tego, jak poprowadzono akcję.

Szczególnie podobał mi się sposób, w jaki wprowadzono bohaterów do ruchu Mayday. Dzięki temu stali się oni centralnymi postaciami wydarzeń związanych z oporem wobec Gileadu. Przeprowadzane akcje budowały napięcie i nie były przesadnie idealistyczne. Nic nie działo się bez trudu, a bohaterowie musieli uciekać się do różnych strategii, aby wyjść z opresji. Czasem konieczne było natychmiastowe dostosowywanie planów. To sprawiło, że historia zyskała realizm i dramatyzm, a stawką stawały się ludzkie życia.

fot. MAX

Jak zawsze w „Opowieści podręcznej” sporo uwagi poświęcono relacjom między postaciami. Szczególnie mocno poruszyło mnie ukazanie zmęczenia bohaterów. Objawiało się ono przez ich nerwowość i napięcia w kontaktach. Luke, który dotąd był raczej na uboczu, próbuje odegrać większą rolę w ruchu oporu. June natomiast stara się zachować siłę i ochronić bliskich. Oboje mają dobre intencje, lecz ich chęć bycia oparciem dla innych prowadzi do spięć. W ich relacji nie ma już tylko radości z bycia razem. To realistyczne i dojrzałe ukazanie związku wystawionego na próbę.

Kolejną ważną relacją w tym sezonie jest więź między June i Moirą. Ich wspólna wyprawa do klubu Jezebel w piątym odcinku dostarcza emocjonalnej głębi. Rozmowa, którą tam prowadzą, pokazuje, jak bardzo obie kobiety ucierpiały. Moment, w którym zaczynają się porównywać, która z nich przeszła więcej, jest poruszający. Choć fabuła koncentruje się głównie na June, ten wątek pozwala dostrzec cierpienie innych kobiet. Serial pokazuje, że nie da się porównać jednej tragedii do drugiej. Każda z nich jest potworna i pozostawia ślad. Jako kobieta bardzo wczuwałam się w ich ból i emocje.

fot. MAX

Postać Janine to według mnie jedna z najlepiej skonstruowanych bohaterek całego serialu. Od początku była ukazywana z różnych perspektyw. Na początku nie budziła we mnie sympatii, choć współczułam jej sytuacji. W tym sezonie jej postać naprawdę rozkwitła. Janine stała się bardziej pewna siebie i mniej zagubiona. Jednym z najbardziej pamiętnych momentów było jej stwierdzenie skierowane do Komendanta Lawrence’a, że nie jest on dobrym człowiekiem, tylko wypada lepiej na tle innych. Kilkakrotnie jej życie znalazło się w niebezpieczeństwie i te sceny wywoływały we mnie łzy. Uważam, że Madeline Brewer doskonale odegrała tę rolę.

Postać Nicka budziła wśród widzów skrajne emocje. Choć wielu krytykowało jego decyzje, uważam, że był to dobrze poprowadzony wątek. Takie wybory nie są czarno-białe. Nick został postawiony w trudnej sytuacji i nie potrafił być tak odważny jak June. Postąpił egoistycznie, ale wielu z nas mogłoby zrobić to samo. Ten wątek pokazuje brutalność świata przedstawionego w serialu i to, że nie każdy potrafi poświęcić się dla innych.

Serena również przeszła przemianę. Już w pierwszym odcinku, gdy podróżuje z June pociągiem, budziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony czułam współczucie, bo walczyła o swoje dziecko, z drugiej strony wciąż wierzyła w system, który ją niszczył. Ta lojalność wobec Gileadu stawała się jej zgubą. Widać było, że oszukuje samą siebie. Próba stworzenia Nowego Betlejem i wejście w nowy związek były tego przykładem. Nie potrafiłam już jej całkowicie nienawidzić, ale też nie potrafiłam jej w pełni współczuć.

Relacja Serene i June, jak zawsze, była niezwykle złożona. Nie sposób jednoznacznie określić, co je łączy. Przeszłość, która ich dotyczy, to wielka trauma, zwłaszcza dla June. Motyw przeprosin został bardzo dobrze ukazany. Początkowo Serena zdawała się nie rozumieć, co naprawdę zrobiła, ale z czasem zaczęła dostrzegać skalę zła, którego była częścią. Przeprosiny przestały być tylko aktem pozbycia się poczucia winy i zaczęły przypominać próbę prawdziwej pokuty.

fot. MAX

Warto wspomnieć również o Ciotce Lidii. W jej postawie również zaszła zmiana. Powoli zaczyna dostrzegać okrucieństwo systemu, któremu służyła. W końcowych odcinkach jej przemowa była bardzo poruszająca. Choć zmiana w niej następowała stopniowo, miała duży wpływ na widza. Dawała nadzieję, że nawet najbardziej zatwardziała osoba może się zmienić.

Uważam, że zakończenie serialu zostało bardzo dobrze przemyślane. Zamknięto niektóre wątki, ale wiele pozostało otwartych. Mamy poczucie, że to tylko fragment większej historii. Bohaterowie mają jeszcze wiele przed sobą, a wojna dopiero się rozpoczyna. Otrzymujemy jednak odrobinę nadziei, że mogą osiągnąć to, o co walczyli od początku: wolność, bezpieczeństwo swoich rodzin i godność kobiet.

W wielu odcinkach płakałam, ale najbardziej poruszył mnie finałowy moment, kiedy pokazano mur z wypisanymi imionami kobiet. Był to symboliczny i silny przekaz. Ten serial na długo pozostanie w mojej pamięci jako jedna z najlepszych produkcji, która od pierwszego do ostatniego odcinka poruszała ważne tematy, miała jasno określoną ideę i prezentowała bardzo wysoki poziom realizacji.