Recenzje seriali

Młodzi Tytani. Akcja! – Sezon 9 (Opinia bezspoilerowa)

„Teen Titans GO!” nie jest serialem, nad którym można toczyć długie, wieczorne dyskusje przy winie. To produkcja z założenia prosta, momentami wręcz absurdalna, której grupa docelowa pozostaje dla mnie zagadką. Dzieci mogą od niej zgłupieć, dorośli za to często odwrócą wzrok, kręcąc głową z zażenowania. Dziewiąty sezon nie przynosi żadnych rewolucji – oferuje dokładnie to samo, co poprzednie odsłony: fabularny chaos, kompletny brak logiki i humor balansujący na granicy żenady.

Każdy odcinek to osobliwa mieszanka nonsensu i parodii. W jednym Tytani zmagają się z brudem w wieży, do której wpada kontrola jakości (odcinek 2), w innym starzeją się bez większego powodu, bo… scenariusz tego potrzebował (odcinek 3). Decyzje bohaterów często nie mają najmniejszego sensu – Cyborg i Bestia zakładają knajpę, bo czemu nie, a Starfire po wspomnianym trzecim epizodzie teoretycznie przestaje być kosmitką, ale nikt już się tym nie przejmuje. Serial pędzi w takim tempie, że oglądając dziesięciominutowy epizod można odczuć zmęczenie jak po seansie pełnometrażowego filmu. A mimo to… czasem się wciąga.

fot. IMBD

Bo choć na pierwszy rzut oka to tylko animowany odmóżdżacz, przy odpowiednim nastawieniu serial potrafi dostarczyć rozrywki. Gdy spojrzeć na „Teen Titans GO!” jak na świadomą parodię, pewne elementy zaczynają działać. Doceniłem między innymi:

  • liczne odniesienia do uniwersum DC, jak pojawienie się Doom Patrol w premierowym odcinku,
  • prześmiewcze podejście do ikon – Batman i Gordon wpatrzeni w niebo, gdzie chmury układają się w nagrobki rodziców Bruce’a, to czysta karykatura motywu traumatycznego originu,
  • przebłyski refleksji – Tytani rozważający, że bycie bohaterem nie przynosi dochodu i warto może znaleźć coś bardziej opłacalnego,
  • ciekawe zabawy popkulturą – jak sekwencja z Kojotem i Strusiem w pierwszym odcinku, która nabiera fabularnej głębi,
  • zawody w wyścigach morskich koników, prowadzone przez Aquamana, Black Mantę i Ocean Mastera – totalnie oderwane od rzeczywistości, a jednak zaskakująco zabawne,
  • oraz jeden z najmocniejszych punktów – odcinek piąty, w którym pojawia się psychofan krytykujący „Teen Titans GO!” przez pryzmat uwielbianej, klasycznej animacji. Autoironia scenarzystów zagrała tu perfekcyjnie.

To prawdopodobnie moja pierwsza i ostatnia tak rozbudowana opinia o „Teen Titans GO!”. Nie planuję zagłębiać się w recenzje każdego sezonu, bo ich rdzeń pozostaje niezmienny – zmieniają się tylko przykłady absurdów i żartów. Jednak przyznaję, że od czasu do czasu chętnie wrócę do serii, traktując ją jako źródło cytatów, odniesień czy zaskakujących pomysłów. Może nie jako pełnoprawny serial, ale jako zjawisko popkulturowe, które – mimo całej swojej niedorzeczności – potrafi zaskoczyć, rozbawić, a czasem nawet zastanowić.