„Nawiedzony dom na wzgórzu” (Opinia bezspoilerowa)
„Nawiedzony dom na wzgórzu” to powieść grozy z 1959 roku autorstwa Shirley Jackson. Przez lata była ona kilkukrotnie ekranizowana. Hill House przedstawiano między innymi w scenicznej sztuce, filmach czy hitowym serialu od Mike’a Flanagana dla Netflixa, który zachęcił mnie do sięgnięcia po pierwowzór. Zapraszam na bezspoilerową opinię!
O czym jest „Nawiedzony dom na wzgórzu”?
Dom na wzgórzu to mroczne miejsce, które zyskało złą sławę wśród okolicznych mieszkańców. Doktor John Montague wybiera trójkę towarzyszy, którzy pomogą mu odkryć tajemnice starego domu. Są to: Eleanor Vance – trzydziestodwulatka, która była związana ze zjawiskami psycho-kinetycznymi (podobno wywołała deszcz kamieni po śmierci ojca), Theodora – asystentka doktora, która ma zdolności telepatyczne oraz Luke Sanderson, który pewnego dnia ma odziedziczyć tytułowy dom na wzgórzu. Czwórka bohaterów spędza cały tydzień w nawiedzonej posiadłości. Muszą jednak uważać, ponieważ dom wybrał sobie na cel jedną osobę…
Co mi się podobało w książce?
Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam gdy dowiedziałam się, że literaccy bohaterowie mają z serialowymi tyle wspólnego co tylko imiona. Nie znajdziemy w niej rodziców, dla których liczą się tylko pieniądze i dom. Rodziców, którzy za nic mają komfort psychiczny swoich dzieci. Rodziców, którzy usilnie wmawiają swoim pociechom, że zjawy i koszmary nocne to tylko zły sen. Na szczęście po tych bohaterach w książce Shirley Jackson nie ma ani śladu. Gdyby było inaczej, to na pewno nie przeczytałabym tej książki do końca albo usilnie bym próbowała ją skończyć, przez co nie znalazłabym w niej tyle elementów, które by mi się podobały.
Bardzo zainteresowała mnie historia domu na wzgórzu. Z powieści dowiemy się kto go zbudował, kto w nim mieszkał, w jakich okolicznościach dom zmieniał właścicieli oraz kto w nim umarł. Myślę, że na spokojnie można byłoby napisać jeden osobny rozdział o wydarzeniach, które miały miejsce w tym domu. W końcu dom przez ponad osiemdziesiąt lat górował nad miasteczkiem Hillsdale i miał złą sławę wśród okolicznych mieszkańców.
Kolejnym elementem, który zrobił na mnie wrażenie są obszerne i szczegółowe opisy wnętrza posiadłości pani Sanderson. Bardzo nie lubię, gdy autor niepotrzebnie wciska opisy przyrody i otoczenia. Tutaj jednak są one tak ciekawe, że z przyjemnością je czytałam. Jak już wspomniałam wyżej, opisy te są tak szczegółowe, że z łatwością możemy wyobrazić sobie każdy element domu od pokoju niebieskiego, po zielony, pokój dziecięcy, jadalnię, kuchnię, kręte schody do biblioteki, drewnianą rzeźbę pana Craina czy też pokój do gry. Poznajemy też rozmieszczenie pokoi względem centralnej części domu i ogrom jego wielkości. Sam dom też jest tak zbudowany aby oszukać nasz mózg.
Bardzo podobał mi się ten fragment gdy doktor Montague opowiadał o tym. Jestem zaskoczona bardzo długim wstępem. Musimy przejść przez 1/3 książki i dopiero wtedy docieramy do miejsca gdzie zaczyna się coś dziać. Oczywiście mam na myśli dziwne nocne odgłosy, które zaczynają słyszeć nasi bohaterowie. O dziwo książkę bardzo szybko się czyta i dopiero pod koniec zorientowałam się, że autorka tak długo zwlekała z wprowadzeniem zjawisk paranormalnych.
Wydanie książki – ogólne wrażenia
Osobiście preferuję kolorowe wydania, a także te inspirowane serialami. W tym przypadku dominuje kolor szary z dodatkiem srebrnych napisów. Na przedniej okładce, na odwrocie i brzegach znajdziemy starannie wykonane ornamenty. Bardzo podoba mi się ten gotycki, tajemniczy styl. Książka posiada piękne malowane brzegi. Nieważne jak ją ustawimy, będzie cieszyć nasze oko z każdej strony. Mogę śmiało napisać, że jest to jedno z najładniejszych wydań jakie miałam w ręce. Tekst książki jest napisany większą czcionką, co jest ogromnym plusem, zwłaszcza dla osób, które na co dzień spędzają dużo czasu przed ekranem telefonu. Dodatkowo, bardzo podoba mi się odcień papieru – zdecydowanie wolę go od jaskrawo białych kartek, które często są męczące dla oczu. Ten subtelny odcień żółci jest bardzo przyjemny i sprawia, że czytanie staje się jeszcze bardziej komfortowe.



Co mi się nie podobało w książce?
Książka ma zdecydowanie całkiem inny styl niż serial, więc fani serialu (w tym ja) mogą być zawiedzeni ilością strasznych scen a raczej ich brakiem. Uwielbiam czytać horrory, więc za każdym razem gdy sięgam po taką książkę, to mam wielką nadzieję na „dreszczyk na plecach”. Niestety w tej znalazłam tylko jedną taką scenę. Fabuła idzie bardzo powolnym tempem do przodu, więc bądźcie przygotowani.
Czy polecam książkę „Nawiedzony dom na wzgórzu”?
Netflixowy „Nawiedzony dom na wzgórzu” nie jest wierną ekranizacją książki Shirley Jackson. Jeśli jesteście zafascynowani serialem Mike’a Flanagana to szczerze polecam tę książkę, chociażby ze względu na historię z początków istnienia Domu na wzgórzu. W powieści większy nacisk kładzie się na poznanie bohatera – o czym myślą, jakie mają spojrzenie na różne sytuacje, ich relacje z rodziną, stosunek do otaczającego ich domu oraz zachowanie podczas zagrożenia. Z jednej strony jest to fajny zabieg, ale dla kogoś, kto lubi czytać książki z „dreszczykiem” to będzie jednak za mało. Pomimo tego, że nie bałam się czytając ją, na co trochę liczyłam, to polecam zapoznać się z tą klasyką. Książkę naprawdę bardzo szybko się czyta a finał jej jest zaskakujący.
Dziękujemy wydawnictwu Replika za przekazanie egzemplarza recenzenckiego. Wydawca nie miał wpływu na opinie i tekst.


